Zielonogórski Stelmet BC zainaugurował pucharowy sezon w hali CRS. Nasi zaczęli bardzo ważnym, aczkolwiek ciężko wywalczonym zwycięstwem
Stelmet BC Zielona Góra73
Telekom Baskets Bonn69
Kwarty: 19:16, 16:15, 20:13, 18:25
Stelmet BC: Savović 14, Dragicević 14, Moore 10 (2), Kelati 6 (2), Koszarek 3 (1) oraz: Florence 11 (1), Mokros 6 (2), Zamojski 4, Matczak 3 (1), Hrycaniuk 2
Telekom Baskets: Gamble 13, Curry 9 (1), DiLeo 7 (1), Polas Bartolo 4, Djurisić 0, oraz: Hill 26 (5), Parks 6 (1), Breunig 2.
Sędziowie: Anastasios Piloidis (Grecja), Aleksiej Dawydow (Rosja), Radmoir Vojinović (Czarnogóra)
Widzów: 2.537
- Wytrzymajcie wszyscy ciśnienie. Nie jest lekko ani dla Was, ani dla nas. Ciężki okres, ale najłatwiej rozwalić. Trudniej komuś pomóc w potrzebie - napisał na Twitterze kapitan Stelmetu BC Łukasz Koszarek. Mecz z absolutnie będącą w naszym zasięgu ekipą z Niemiec był pojedynkiem, który mógł uspokoić zdenerwowanych trzema kolejnymi porażkami kibiców. I uspokoił!
Dobrą wiadomością była obecność w składzie Borisa Savovicia, który po raz pierwszy od meczu o Superpuchar miał się pojawić na parkiecie. Najważniejsze było to żeby dobrze zacząć u siebie i wygrać. Pierwsza połowa potwierdzała to co wydawało się już przed meczem. Oba zespoły są bardzo wyrównane i taki bój toczyły na parkiecie. To prawda, że Stelmet niemal cały czas prowadził, bo Telekom tylko dwukrotnie miał korzystny wynik - 2:0 na samym początku i w 16 min 27:26 po Rona Currye’go. Tyle że przewaga naszych była niewielka i oscylowała wokół kilku punktów. Zaskoczeniem była słaba dyspozycja Vladimira Dragicevicia. Czarnogórzec nie trafiał ze swoich ,,typowych” pozycji i do przerwy miał jeden celny rzut na osiem prób. W sumie nie było to wielkie widowisko, obie ekipy często się myliły. Stelmet wyraźnie był lepszy w rzutach za trzy, bo na sześć prób trafił pięciokrotnie.
Przy wszystkich zastrzeżeniach czekaliśmy z wielkim optymizmem na drugą połowę licząc na sukces. W trzeciej kwarcie wreszcie oderwaliśmy się od rywala. Obudził się Dragicević, rozkręcił James Florence, który ,,wjeżdżał” pod znacznie większych rywali i punktował. W 28 min po rzucie Przemysława Zamojskiego po raz pierwszy nasza przewaga była większa niż dziesięć punktów - 50:39, a po trójce Jarosława Mokrosa wygrywaliśmy 53:41. To nastrajało optymizmem przed ostatnią kwartą. Goście jednak nie rezygnowali. Po trzypunktowej akcji Juliana Gamble było już 57:49. Nasi odpowiedzieli trójką Armaniego Moore’a.
Wydawało się że już jest spokój. Pojawiły się jednak błędy. W 33 min Malcolm Hill trafił za trzy, był faulowany, dołożył punkt i było już tylko 60:57. Na szczęście uniknęliśmy kolejnych błędów i po trzech dobrych akcjach i wybronieniu tego co próbował rywal wynik brzmiał 66:57. Cały czas oczywiście sprawa była jeszcze otwarta. Odskakiwaliśmy by po kilku błędach pozwolić gościom prawie się dogonić. Nikt nie potrafił zatrzymać Hilla. W 38 min było już tylko 68:65, w ostatniej minucie 68:67. Mieliśmy jeszcze 55 sekund. Łukasz Koszarek trafił za trzy ale rywale nie rezygnowali. Na szczęście bardzo ważne punkty zdobił Savović. Potem przy stanie 73:69 na kilka sekund przed końcem potrafiliśmy jednak utrzymać piłkę i wygraliśmy! To bardzo ważne zwycięstwo, które pokazało że Stelmet ma szansę na awans do TOP-16.