Byle do nowego roku. Do 2022 roku
Czekamy na koniec roku jak na zbawienie, jeszcze mocniej niż zwykle uruchamiając myślenie magiczne o nowym, lepszym początku. To trochę jak z braniem chwilówki na święta. Teraz ma być miło, a potem się zobaczy.
Niestety, będzie jak zwykle, a nawet jeszcze gorzej. Po 31 grudnia nastąpi 1 stycznia i nic się nie zmieni. Tym razem jednak nie z naszej winy i genetycznie zapisanej niechęci do realizacji postanowień noworocznych (równie silnej jak potrzeby ich spisywania, choćby w myślach). Apel premiera „wytrzymajmy!” będzie obowiązywał, obostrzenia, zakazy i reżim sanitarny takoż, a my nadal będziemy odizolowani od wielu możliwości. I nikt dziś nie ma pojęcia, kiedy to się skończy.
Na razie trzeba się zmierzyć z konsekwencjami jeszcze twardszego lockdownu, wprowadzanego na przełomie roku. Dla wielu oznacza to tyle, że tak jak siedzieli w domach, tak będą siedzieć w nich nadal. A tak zwane ferie zimowe będą po prostu domowym aresztem dla tysięcy dzieci (kuriozalny zakaz wychodzenia bez opieki między 8 a 16, przypominam). Można odnieść wrażenie, że nikt nie szacuje skutków tych decyzji, a które dopiero będą się ujawniać na szeroką skalę. Właśnie w tym wyczekiwanym 2021. A mowa tu o nieobliczalnej fali skutków społecznych, gospodarczych, edukacyjnych.
Tak, Niemcy też się teraz zamykają, tylko porównajcie środki osłonowe dla przedsiębiorców z wygaszanych branż. A poza tym, szkoły pracowały u nich cały czas.
Naturalnie moment zaszczepienia pierwszego Polaka lub pierwszej Polki przeciw COVID-19 będziemy celebrować, witać z entuzjazmem i bezpośrednią transmisją we wszystkich stacjach telewizyjnych. Potem może nawet czekają nas jeszcze relacje live ze szczepienia prezesa rady ministrów, prezydenta oraz być może – w ramach gwoździa promocji narodowego programu szczepień - samego Jarosława Kaczyńskiego. Punkt zwrotny, jak nazywa to Mateusz Morawiecki, będzie jednak dopiero początkiem drogi. Wiemy, że szczepienia potrwają miesiącami, nie wiemy jednak, ile osób się zaszczepi, a więc nie wiemy też, jaki przyniesie to efekt. Wiemy, że rząd będzie musiał zmierzyć się – i tu w istocie ma najtrudniejsze zadanie – z kampaniami antyszczepionkowców, którzy poza starym arsenałem zasiewania wątpliwości będą też korzystać z coraz mniejszego, wręcz leżącego i kwiczącego, zaufania do instytucji publicznych.
W 2021 wkroczymy więc zmaltretowani - psychicznie i fizycznie - pandemią, narodową kwarantanną, maseczkami, kryzysem, z zapaścią w wielu branżach i uczuciem nieustającej niepewności. Do rzeczywistości, w której tzw. nowa normalność nie jest żadnym zaplanowanym procesem, lecz sumą przypadków i zbiegów okoliczności. I w której kontynuacja polityki lockdownów przestanie być akceptowana i to zaraz po 17 stycznia, gdy wiele z rygorystycznych rozwiązań zostanie – zapewne – jeszcze utrzymanych. Dziwne uczucie – nie mieć pojęcia, jak planować życie po tym terminie. A to przecież za niespełna miesiąc.
Potrzebna jest więc nie tylko szczepionka, potrzebna jest wizja.
Dlatego byle do nowego roku. Do 2022 roku.