Wydana za 5 tys. zł broszura „Sprawdź, ile kosztuje nasze miasto” nie pokazuje, jak rządzi Robert Biedroń.
Rok temu, gdy ratusz wydał broszurkę „Dowiedz się, ile kosztuje nasze miasto”, lewicowe gazety rozpływały się nad wyjątkowością prezydenta Roberta Biedronia. W tym roku, choć ratusz wydał kolejne pięć tysięcy złotych na kolejną broszurkę, pod trochę zmodyfikowanym tytułem, już ogólnopolskich mediów to specjalnie nie zainteresowało. Sam prezydent jednak potrafi się pochwalić: „Bardzo zależy mi na tym, żeby nauczyć mieszkańców rozumienia budżetu, dlatego przygotowaliśmy w Słupsku obrazkową wersję budżetu, gdzie mieszkańcy mogą w czytelny sposób zobaczyć, na co wydajemy pieniądze. Sześciusetstronicowy budżet miasta jest nieczytelny dla nikogo. Mam nadzieję, że mieszkańcy naszego miasta mają w końcu możliwość przekonać się, na co wydajemy ich pieniądze” - powiedział Robert Biedroń w rozmowie z dziennikarzem z Projekt Inwestor.
Przejrzeliśmy więc obie broszurki wydane przez urząd miejski i choć musimy pochwalić ideę, to wykonanie nie. Sam wybór liczb podanych w broszurce zastanawia, część z nich nie pokazuje całej prawdy o finansach miasta, a wręcz je zakłamuje, bo np. w tym roku wydatki na urzędników wzrosną i to bardzo o ok. 10 proc. A podane suche liczby bez kontekstu są jeszcze bardziej nieczytelne niż budżet miasta, z którego jednak można wyczytać, jak władza radzi sobie z zarządzaniem miejską materią. Z broszurki tego się nie dowiemy. Pewnie dlatego, że z opublikowanego właśnie na stronie Biuletynu Informacji Publicznej sprawozdania z wykonania budżetu miasta w 2016 roku, można wysnuć wniosek, że obecne kierownictwo ma kolosalne problemy z inwestycjami w Słupsku (analiza budżetu na stronie 3 papierowego wydania Głosu Słupska). Ma też problem z bieżącym utrzymaniem miejskiej infrastruktury, choć nie szczędzi środków i wysiłków, by przykryć to propagandą i działaniami PR.
Akurat wydatków na nie w broszurkach ratusz nie pokazał. W broszurce nie ma też ani słowa o wydatkach na audyt finansowy wykonania budżetu miasta dla zewnętrznej firmy, która sprawdzała sytuację budżetową miasta i referowała ją prezydentowi Biedroniowi, choć to powinni zrobić odpowiadający za finanse miasta urzędnicy, bo za to dostają pensje.
Swoją drogą pensji najbliższych współpracowników Roberta Biedronia też nie wyszczególniono, acz w kontekście zarobków innych urzędników różnicę każdy by zauważył. Spójrzmy też na lodowisko. Podobne ma Ustka i jest ono dla mających łyżwy bezpłatne. W Słupsku płatne dla wszystkich i bilety są dwa razy droższe, a mimo to słupskie lodowisko kosztuje miasto dwa razy więcej.
W ubiegłym roku nie wyremontowano z budżetu ani kawałka drogi w Słupsku, a budżet takie rzeczy akurat bezlitośnie dla władzy pokazuje.
W kwietniu ratusz opublikował dane na temat wykonania ubiegłorocznego budżetu miasta. Przeanalizowaliśmy je, bo to pierwszy zaplanowany i wykonany budżet za rządów Roberta Biedronia. Ten z 2015 roku odziedziczył on po poprzedniku i mógł tylko poprawić. Kolejny już w pełni samodzielnie zaplanował i realizował. Z realizacją miał problem.
Najpierw pochwały. Dochody miasta wzrosły, tu zasług Roberta Biedronia w postaci podniesienia podatków lokalnych nie sposób nie zauważyć. Chociaż pieniądze z programu 500+ i wzrost podatków PIT i CIT to już zasługa krajowej koniunktury. W Słupsku problemy z legalną pracą są mniejsze niż dawniej, więc mimo spadku liczby mieszkańców miasto dostaje więcej pieniędzy z podatku PIT. To więc dobry czas dla miejskich finansów.
Ale dochody majątkowe zrealizowano tylko w 78 procentach. Słabiutko.
Niechcący miastu wyszła aż 28-milionowa nadwyżka dochodów nad wydatkami, i to 201 procent więcej od planowanej nadwyżki. Problem to wydatki majątkowe. Zrealizowano tylko trochę ponad 80 proc. zaplanowanych na 2016 rok. I tu dochodzimy do wydatków na inwestycje.
Aż 55 proc. wydatków na majątek w 2016 r. stanowił Park Wodny Trzy Fale. Cud, skoro budowa ani drgnęła? Nie, to zwrot milionów dla Termochemu, z którym miasto przegrało proces o budowę akwaparku. Taki to wydatek... inwestycyjny.
A jak zajrzymy głębiej, to okaże się, że zakupem inwestycyjnym miasta jest też: „zwrot niewykorzystanej za 2015 rok dotacji z tyt. realizacji zadania pn. Zarządzanie wodami opadowymi na terenie zlewni rzeki Słupi - opracowanie dokumentacji przedprojektowej” - czytamy w budżecie.
Za obecnej władzy prawdziwych inwestycji jest jak na lekarstwo. Robi się za to dużo projektów, w ub. roku np. dalszą część ringu, choć działań, by najważniejszą w mieście inwestycję kontynuować, wciąż brak. W 2016 nie wydano zaplanowanych pieniędzy na inwestycje, i to aż ośmiu milionów. Gdy zapytaliśmy o to prezydenta podczas konferencji, odpowiedział: - Tak to jest bardzo często, że nie wszystkie inwestycje uda się zrealizować i zostały przesunięte na ten rok.
Potem głośno chrząknął i powiedział, że dobrze wiemy, że miasto realizuje bardzo dużo inwestycji i zawsze będą się one przesuwały. - To jest raczej bilans księgowy, a nie rzeczowy - wtrącił wiceprezydent Marek Biernacki, który tłumaczył, że to wina np. termomodernizacji i opóźnień po stronie marszałka, bo późno urząd dostał pieniądze i procedury spowodowały, że nie dał rady w 2016 roku. Gdy spojrzymy na pieniądze, jakie miasto przekazuje np. na bieżące utrzymanie dróg, to mimo PRowskich zagrań typu „fundusz chodnikowy”, realnie z roku na rok pieniędzy jest na to mniej i spada od kilku lat.
A stan ulic i chodników w mieście, jaki jest, każdy widzi. W marcu 2015 roku, gdy firma ProPOLIS Consulting z Poznania przygotowała na zlecenie ratusza analizy, poznaliśmy prawdziwą kondycję finansów Słupska po Macieju Kobylińskim. Podsumowaliśmy, posługując się terminologią lekarską: pacjent jeszcze nie umarł, ale by się tak nie stało, potrzebna jest szybka, skomplikowana i droga operacja. Pacjent, jak przeżyje, będzie musiał zmienić swoje życie.
I to się udało. W dwa lata, dzięki ruchom oszczędnościowym Roberta Biedronia, podwyżce lokalnych podatków i dobrej koniunkturze gospodarki w kraju (głównie od niej zależy tak naprawdę stan finansów Słupska) oraz pieniądzom od rządu PO, skarbnik spłacił sporo długu. Na koniec ubiegłego roku dług wynosił 246 milionów złotych. W 2016 roku urząd nie zaciągnął żadnego zobowiązania. Niestety, zmiana stylu życia to po prostu niewydawanie pieniędzy i brak inwestycji w majątek miejski.
W tym roku ma już być inaczej.
Robert Biedroń weźmie kredyt, a pójdzie on tak naprawdę na spłatę starych zobowiązań miasta. Akwapark też dokończymy z kredytu. Poznańska firma w 2016 także sprawdzała dla prezydenta Biedronia budżet, bo władza wiedziała, że ma z nim problem. Na przyszłość sen skarbnikowi z oczu spędza możliwa inflacja w kraju, bo jak za nią w górę pójdą stopy procentowe, to przy ruchu o 1 proc. władze Słupska będą musiały znaleźć w budżecie dodatkowe 2,75 mln zł na odsetki. Zbliża się też najgorszy czas dla budżetu, czyli lata 2019-2022, gdy przypada spłata kredytów akwaparkowych, nawet do 30 milionów złotych rocznie.
Do tego akwapark też będzie jak gąbka chłonął miejskie pieniądze, coś koło 4-5 dodatkowych milionów w roku. To oznacza, że
przyszłość rysuje się niepewnie. Tym bardziej że miasto słabo sobie radzi obecnie z pozyskiwaniem środków zewnętrznych. Zapomnijmy więc o inwestycjach.