Budowa drogi Pszczyna - Racibórz: Prawdziwa burza piaskowa w Chwałowicach
Pył z budowy drogi Racibórz-Pszczyna, nie daje żyć mieszkańcom Chwałowic. Po naszej interwencji pojawiły się „polewaczki”.
Żabom zrobili płotek, żeby mogły spokojnie żyć, a nami się nie interesują. My musimy znosić tę budowę, my mamy w tym smogu żyć – mówi, płacząc Alicja Gojna, mieszkanka ulicy Tkoczów w Chwałowicach. Co chwilę tuż obok jej domu przejeżdża wielka ciężarówka, wzniecając gęste chmury szaro-żółtego pyłu. Gdy przejeżdża obok nas, przez chwilę nic nie widać wokoło. – Tu nie da się żyć – rzuca jeszcze pani Alicja, która mieszka jakby w samym środku budowy drogi Racibórz-Pszczyna.
Nie da się oddychać ani otworzyć okna
Takich jak rodzina Gojnych jest więcej – ich domy znajdują się na tyle daleko od śladu trasy, że nie było konieczności, by je wykupywać i wyburzać, a jednocześnie na tyle blisko, by teraz mieli piekło w postaci „piaskowej burzy”.
– To zaczęło się jakieś trzy tygodnie temu, gdy zaczęli spychać i wywozić ziemię nawierzchniową, tak zwany humus. Gdy było mokro – pół biedy, ale gdy ziemia wyschła, zaczął się horror – mówi pani Alicja. Jej sąsiad – Jerzy Paszek tłumaczy, że po interwencjach mieszkańców, gdy ciężarówki nawiozły na ulicę Tkoczów błoto, sprowadzono „czyszczarkę” ale bez zraszacza, przez co teraz kurzyło się jeszcze bardziej. – Nic nie polewają od dwóch tygodni – mówi nam Jerzy Paszek, dodając, że okna nie można otworzyć już o 6 rano.
Mieszkańcy zawołali na pomoc radnego miejskiego Andrzeja Wojaczka (BSR), który próbował interweniować w wydziale dróg, ale nie widząc efektów, zadzwonił po naszego dziennikarza.
– Prosiłem o szybką interwencję, bo mamy sierpień i dzieci zamiast odpoczywać na wakacjach, muszą wdychać tę truciznę. Są zmuszone „żreć piach” – mówi dosadnie Wojaczek.
Jak się buduje, to pyli, ale to przesada
– My to rozumiemy, że jak się buduje, to się kurzy, tylko, że przy takich inwestycjach, trzeba to jakoś zabezpieczyć. Trzeba to polewać. A ja tu jestem którąś godzinę i żadna polewaczka nie przyjechała. Był za to kierownik budowy, zapytał czy się kurzy i pojechał.
Żadnych efektów. Ci ludzie się skarżą nie tylko na kurz. Dzwonią do mnie bo nie są jeszcze wypłaceni. Czekają, żeby ktoś im powiedział – nie bójcie się, zrobimy wam w przyszłości ekrany, by nie było słychać hałasu, gdy droga będzie gotowa. Że te uciążliwości są chwilowe. Tego wszystkiego zabrakło. Oni codziennie wylewają gorzkie łzy. Liczę, że władze miasta zrobią w końcu coś z tym, żeby ci ludzie mogli normalnie funkcjonować – mówi Wojaczek.
Mieszkańcy przekonują, że budowa mogłaby być o wiele mniej uciążliwa, gdyby wykonawca przestrzegał zasad, wykazał trochę dobrej woli. – Tu jest alternatywa, mogliby jeździć główną drogą – ulicą Świerklańską, ale wozy są przeładowane, nie są przykrywane plandekami, więc jadą na skróty, żeby nie płacić, w kurzu, nie patrzą na drugiego człowieka, tylko jadą jak im wygodnie, pod domami – mówią mieszkańcy.
– Zimą wszyscy robią wielkie halo, że w Rybniku jest smog. A my nawet słońca nie widzimy zza tego pyłu – dodają.
Urząd wysłał wreszcie polewaczki
Po naszym telefonie do urzędu miasta, na ulicy Tkoczów w końcu pojawiają się polewaczki.
– Po telefonicznej interwencji mieszkańców budynków mieszkalnych zlokalizowanych przy ulicy Tkoczów (rejon węzła świerklańskiego) miasto zobowiązało wykonawcę robót do zraszania dróg technologicznych, co zapobiegnie nadmiernemu pyleniu. W czwartek, (3 sierpnia) polecenie to zostało wykonane przez wykonawcę robót – informuje Lucyna Tyl z biura prasowego Urzędu Miasta w Rybniku.
Gdy ponownie rozmawiamy z mieszkańcami ulicy Tkoczów, przyznają, że drogi w końcu polano i pojawił się też dodatkowy traktor z beczką wody. – Mamy nadzieję, że teraz będą go używać codziennie – dodaje pani Alicja Gojna.