Bożena Brauer, NSZZ "Solidarność": Trzeba zwiększyć w szkołach dyscyplinę
Z Bożeną Brauer, przewodnicząca Prezydium Komisji Międzyzakładowej Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” rozmawia Jarosław Zalesiński.
Wkrótce mamy poznać wnioski z kontroli przeprowadzonej przez kuratorium po pobiciu nastolatki na Chełmie. W publicznej dyskusji wiele już powiedziano o odpowiedzialności szkół i nauczycieli...
Zbyt pospiesznie wydawane były kategoryczne opinie i zbyt łatwo oceniono sytuację w obu szkołach.
Jednak problemy wychowawcze z tymi nastolatkami znane były w ich szkole od dawna. A do pobicia doszło w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły na Chełmie.
Mieszkam na Chełmie, wiem, gdzie wychodzą okna szkoły, nie można było z nich zauważyć zajścia. W jaki więc sposób nauczyciele mieli zareagować? Zareagowała za to część uczniów.
Przyglądali się tylko.
Znalazła się grupa, która nie była bezczynna i pomogła pobitej dziewczynie. Na filmiku, w dalszej jego części, ma to być widoczne. Są też oświadczenia uczniów, z których wynika, że nie wszyscy tak samo się zachowywali. Oczywiście brak reakcji jest czymś złym, ale nie skupiajmy się jedynie na tym, co było złe i na szkole na gdańskim Chełmie. Przecież te agresywne uczennice chodziły do szkoły na Oruni.
To zapytam, czy dzisiaj szkoły, każda, nie tylko ta na Oruni, mają wystarczające instrumenty, by na podobną młodzież wpływać?
Szkoły podejmują wiele różnych działań, by takim sytuacjom zapobiegać. Są wdrażane specjalne programy. Na pewno jest w szkołach za mało etatów dla psychologów i pedagogów. Nauczycielska Solidarność od wielu lat postuluje zwiększenie wymiaru opieki psychologiczno-pedagogicznej, zwłaszcza w gimnazjach. Ale ciągle tych etatów brakuje.
W stanowisku Prezydium Komisji Międzyzakładowej Solidarności nauczycielskiej, sformułowanym w związku z tą sprawą, stawiane jest pytanie, czy ciężar wychowania spoczywa głównie na szkołach i nauczycielach.
Stawiamy to pytanie, bo podstawowym miejscem wychowania powinien być jednak dom rodzinny.
W gimnazjach z agresją uczniów spotykają się nierzadko także nauczyciele. Zastanawiam się, czy i za to mieliby odpowiadać?
Problem, o czym mówimy w naszym stanowisku, polega na tym, że relacja pomiędzy prawami i obowiązkami uczniów została w szkole dawno zachwiana.
Dawno, czyli kiedy?
Nie podam żadnej konkretnej daty. Na pewno można mówić o okresie iluś ostatnich lat. Uczeń coraz więcej może w szkole. Np. gdy ma skończone 18 lat, sam usprawiedliwia swoje nieobecności. Z oceną niedostateczną przechodzi do wyższej klasy, nawet w szkole średniej. To pierwsze z brzegu przykłady pokazujące, co zostało w szkołach „poluzowane”. Kiedyś tego rodzaju sytuacje były inaczej rozwiązywane w prawie oświatowym.
Nauczyciel, który spotyka się z agresją uczniów, co właściwie może zrobić?
Nic, poza słownym upomnieniem. Ewentualnie może wezwać kogoś z dyrekcji albo pedagoga. Nie może nawet wyjść z klasy po jakąś pomoc. To bardzo trudne sytuacje w pracy nauczyciela. Oczywiście ewentualna przemoc słowna ze strony nauczyciela także jest w podobnych momentach niedopuszczalna. W komisjach dyscyplinarnych mamy wiele tego typu spraw. Wystarczy, że np. nauczyciel dotknie ramienia ucznia, by zostać oskarżonym o przemoc.
Po historii z pobitą nastolatką bardzo wiele mówi się o potrzebie wyciągnięcia wniosków. Państwa zdaniem, powinniśmy się, w ramach tego wyciągania wniosków, przyjrzeć relacji między prawami i obowiązkami uczniów?
Wydaje się, że jednak zwiększenie dyscypliny w szkole, przy współdziałaniu w tej dziedzinie z rodzicami, jest niezwykle ważne. Często, niestety, bywa tak, że rodzice mają inny punkt widzenia niż szkoła. Kiedyś współpraca rodziców ze szkołą wyglądała jednak inaczej. Rodzice liczyli się ze zdaniem nauczyciela, także w sprawach wychowawczych. Dzisiaj uczeń wie, że może sobie w szkole pozwolić na więcej. Problem jest poważny i warto się nad nim pochylić, po to by szukać rozwiązań dobrych dla uczniów i dla nauczycieli. I także dla rodziców.