Żołnierze padali na ziemię jak muchy. Nie jest to relacja z żadnej wojny, lecz informacja dotycząca oficjalnych obchodów urodzin królowej Elżbiety II, urządzonych w Londynie w ostatnią sobotę. Pięciu gwardzistów, których łatwo rozpoznać po czerwonych kubrakach i futrzanych czapach, zasłabło z powodu upału. Publiczność miała się czym ekscytować, bo upadek jednego z nich uchwyciły kamery telewizyjne, więc pokazywano pechowca do znudzenia we wszystkich serwisach. Nie jest to informacja sama w sobie szokująca, bo takie sytuacje zanotowano już w kilku ubiegłych latach. Wszystko wskazuje na to, że gwardziści będą się osuwać na bruk także w najbliższej przyszłości, bo królowa zamierza dożyć co najmniej stu lat, a ma dopiero 91.
Można wysnuć co najmniej dwa wnioski. Pierwszy - czerwiec na Wyspach Brytyjskich jest z każdym rokiem coraz bardziej gorący, co może być potraktowane jako jeden z dowodów na globalne ocieplenie. Drugi - dramatycznie obniża się wytrzymałość tamtejszego wojska, co byłoby dość smutne, zważywszy na chwałę byłego Imperium. Najprościej byłoby chyba zrezygnować z tych idiotycznych strojów, ale tego turyści - sami paradujący w letnich, przewiewnych wdziankach - nie wybaczyliby Anglikom. Niech się zatem wojacy dalej męczą, potraktujmy to jako dodatkową dla nich karę za brexit.
Pozwolę sobie zauważyć, że dwa miesiące temu spośród dwóch tysięcy żołnierzy NATO ani jeden nie zemdlał, gdy na poligonie w Orzyszu czekano z rozpoczęciem uroczystości dodatkową godzinę na spóźniającego się ministra obrony Antoniego Macierewicza, który akurat tego dnia bronił w warszawskiej centrali PiS swego podopiecznego - Bartłomieja Misiewicza. Ba, żołnierze czekali na placu w sumie aż siedem godzin, podczas gdy dokuczał im zacinający od czasu do czasu deszcz. Powiecie, że kwietniowa plucha to nie to samo co czerwcowy skwar, a strój z muzeum to nie polowy mundur i będziecie mieć rację, choć przyjemnie byłoby pomyśleć, jacy to z naszych twardziele, a z tamtych mięczaki. Dla mnie oba te wydarzenia łączy bez-myślne podejście dowódców do podwładnych, co zresztą w wojsku nie jest żadną nowością. O ile jednak Anglików tłumaczy w pewnym stopniu chęć zachowania dumnych tradycji, to naszych raczej nic nie broni.
Rzecz jasna, można również stanąć na stanowisku, że uciążliwe parady czy poligonowe katusze są niczym innym, jak różnymi formami ćwiczeń, których ostatecznym celem jest osiągnięcie niezbędnej dyscypliny i żelaznej odporności. Wojskowe rzemiosło to nie igraszki przedszkolaków. Brzmi rozsądnie, dopóki sami nie znajdziemy się na miejscu ciężko doświadczanych lub choćby wyobrazimy sobie podobne położenie. Ciemną stronę tego medalu świetnie pokazują literatura i film. Kto oglądał „American beauty”, ten zapewne pamięta postać oficera-ojca sadysty, który zresztą okazuje się na koniec zakłamanym homoseksualistą. Z kolei w serialu telewizyjnym „Bez tajemnic” Marcin Dorociński zagrał polskiego komandosa, który załamał się psychicznie na zagranicznej misji. Wszyscy kochamy twardzieli, lecz - nie ukrywam - emocjonalnie bliżej mi do facetów, którym futrzane czapy przegrzały łepetyny, podczas gdy królowa uśmiechała się do kamer.