Boreyko: Filharmonia ma służyć poszerzaniu horyzontów
- Filharmonia nie może być miejscem, w którym słyszy się jedynie dobrze znane utwory. Ważne jest zapoznanie publiczności z czymś nowym - mówi Andrzej Boreyko, dyrektor artystyczny Filharmonii Narodowej w Warszawie, w wywiadzie na rozpoczęcie sezonu artystycznego 2023/2024
To ostatni sezon w Pańskiej kadencji dyrektora artystycznego Filharmonii Narodowej. Zwykle pierwsze i ostatnie sezony są wyjątkowe i mają nieść szczególne przesłanie. Jakie uczucia, wrażenia, myśli, emocje chciałby Pan przekazać warszawskiej publiczności poprzez program sezonu 2023/2024?
To bardzo trudne pytanie, ponieważ aby przekazać coś publiczności warszawskiej, trzeba poznać głębiej różne warstwy tej publiczności. Tak się stało, że od drugiego mojego sezonu, od czasu, kiedy zaczęła się pandemia, i później w kolejnym sezonie nie sprzedawaliśmy abonamentów. A w związku z tym mieliśmy przyjemność gościć w Filharmonii publiczność, która wcześniej nie gościła u nas często. To była nowa publiczność, która przychodziła do nas bez jakichś specjalnych oczekiwań co do repertuaru, raczej z ciekawości. Znalezienie wspólnego języka z tą publicznością na pewno wymagało więcej czasu niż kilka miesięcy czy jeden sezon. W czasie pandemii nasza stała publiczność w znacznej mierze przestała przychodzić. Związane to było z faktem, że nie mogliśmy sprzedawać abonamentów, ponadto ta publiczność jest w wieku troszeczkę starszym i jeszcze długo po pandemii osoby te obawiały się wychodzić z domu do miejsc z dużą ilością osób. Weszliśmy wtedy w bardzo trudny czas.
Spróbuję jednak odpowiedzieć na pańskie pytanie. Przyszedłem do Filharmonii Narodowej w Warszawie z pomysłem odświeżenia jej repertuaru, wprowadzenia do programu utworów mniej znanych, mniej grywanych, choć skomponowanych przez znanych kompozytorów. Każdy z tych kompozytorów: Brahms, Beethoven, Smetana, Dvořák, napisał mnóstwo bardzo ciekawych utworów, które nie są regularnie wykonywane. Ja właśnie chciałem te utwory w Warszawie zaproponować i wykonać.
Przez wydarzenia zewnętrzne to się nie udało w pełni?
Mogę powiedzieć, że dwa sezony zostały zupełnie wyłączone z moich planów. W trakcie pandemii musieliśmy grać w składach kameralnych albo bardzo małych - czasem tylko na instrumenty smyczkowe, czasem tylko na dęte. Tego zupełnie nie planowałem. Przyszedłem zatem mając świadomość, że historia Filharmonii Narodowej w Warszawie jest wspaniała, że publiczność zna się na muzyce, ale może ja mogę jeszcze zaproponować coś, czego tutaj na żywo ludzie nie słuchali, a chcieliby posłuchać. Być może mają te utwory w swoich zbiorach płyt CD, ale chcieliby je usłyszeć na żywo.
I te plany należało zrewidować?
W ciągu tych lat i kłopotów zewnętrznych - najpierw pandemia, potem ta okropna wojna - doszedłem do wniosku, że może to nie jest najlepszy moment na taką rewolucję programową, ponieważ straciliśmy na ten czas jakąś część naszej tradycyjnej publiczności, konserwatywnej, która teraz wraca na szczęście, bo znowu widzą w programie nazwiska kompozytorów, które chcieliby widzieć. Na jakiś czas jednak ten kontakt był stracony.
Czego mogę życzyć i orkiestrze, i chórowi Filharmonii Narodowej w przyszłości? Znalezienia znowu tego balansu, w którym utwory tradycyjne, znane, będą w dobrych proporcjach współistnieć z utworami, które budzą zainteresowanie koneserów. Filharmonia nie może być miejscem, w którym słyszy się jedynie dobrze znane utwory. Filharmonia jest od tego, by usłyszeć utwory, po których poznaniu zechce się je usłyszeć ponownie. Wtedy poszerzają się horyzonty odbiorcy. Człowiek, który znał, powiedzmy, trzy utwory danego kompozytora, będzie chciał usłyszeć i cztery, i pięć, czy sześć, ponieważ usłyszał pierwszy raz na żywo coś, co go zachwyciło.
Nadchodzący sezon jest w sensie programowym takim kompromisem właśnie. Oprócz znanych dzieł prezentowane będą również utwory mniej grywane, prawda?
Ja bym nie używał słowa „kompromis”, ma ono dla mnie konotację trochę negatywną. Powiedziałem, że ten program winien być zbalansowany. I tak, ma pan rację, w tym sezonie bardzo chcieliśmy pokazać, że osoby pragnące posłuchać szlagierów muzyki klasycznej znajdą dla siebie takie koncerty, ale też z drugiej strony nie rezygnujemy z tych mniej znanych utworów i z tego, żeby edukować.
To Pańska misja?
Nie zajmuję się muzyką klasyczną wyłącznie dlatego, że to jest przyjemność. Od lat jako cel, zadanie stawiam sobie rozpowszechnianie kultury poprzez muzykę i zapoznanie publiczności z czymś nowym. Chodzi o to, by poszerzyć jej horyzonty wewnętrzne, wzbudzić zainteresowania równoległe. Na przykład - może banalny, ale jednak - idę na koncert Straussa, „Don Kichota”, a przy okazji myślę sobie: kiedy po raz ostatni czytałem „Don Kichota”? Chyba już nic nie pamiętam z tej książki. Kupię więc sobie książkę i poczytam, przecież to jest wielki szlagier. I podobnie w przypadku muzyki dotyczącej sztuki, obrazu. Muzyka jest związana z obrazem, więc jeśli posłuchaliśmy tej muzyki, to może chętnie pójdziemy później na wystawę danego artysty, czy kupimy album.
W związku z wydarzeniami zewnętrznymi to była być może najtrudniejsza kadencja w Pańskiej karierze artystycznej, ale z drugiej strony mówi Pan o nowej publiczności, która przyszła do Filharmonii, a to chyba jest cenne?
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Być może ta publiczność nie pojawiłaby się, gdyby nie covid. Zatem ze wszystkich minusów, które mieliśmy z powodu covidu, coś dobrego powstało, choćby w postaci tego, że pojawili się na widowni ludzie, którzy wcześniej do nas nie przychodzili. Teraz najważniejsze, żeby nie przestali przychodzić, żeby zainteresować tych ludzi, aby przyszli ponownie.
A co do kadencji, to bez żadnej wątpliwości to jest moja najtrudniejsza kadencja i rozczarowanie, które wewnątrz pozostanie. Rozczarowanie z tego powodu, że mnóstwo planów nie zostało zrealizowanych. Nie było już po prostu czasu, by je zrealizować. Kadencja była umówiona jako pięcioletnia, z czego dwa lata straciłem i bardzo wielu, mnóstwa ciekawych projektów i planów nie udało się przez to zrealizować. To mnie najpierw bulwersowało, potem martwiło, a teraz myślę po prostu: - No cóż, różnie to w życiu bywa. Tak się stało. Staram się też z tego wyciągnąć naukę dla siebie.
W pierwszym koncercie pierwszego Pańskiego sezonu zadbał Pan o zaskoczenie publiczności poprzez występ na zakończenie muzyków wykonujących rap. Czy w tym sezonie będą również zaskakujące punkty programu?
Zaskoczeń na pewno będzie sporo, ale tamto wydarzenie z pierwszego koncertu nie tyle było próbą zaskoczenia, co swego rodzaju prowokacją artystyczną, próbą wywołania pewnego szoku. Bardzo mi zależało na tym, by mówiono, że z jednej strony jest to ciekawe, a z drugiej niedopuszczalne, „kogo zatrudniliście”?
Kilka osób wyszło wtedy z sali.
Na pewno. I zapewne więcej na moje koncerty nie przychodziły. Za to jakaś część o tym wydarzeniu usłyszała i zaczęła przychodzić na inne koncerty. Będą w tym sezonie zaskoczenia, jednak nie ma teraz sensu prowokować, szokować. Chciałbym, żeby ten płomyczek, który zapłonął - istniał dalej, by płonął, żeby nie zgasł. W tym sezonie dla mnie osobiście możliwość usłyszenia na żywo instrumentu wymyślonego przez Leonarda da Vinci będzie wyjątkowym wydarzeniem. Ponadto dla mnie będzie niezwykle ciekawe usłyszeć sposób grania muzyki Gershwina przez muzyka typowo jazzowego, Leszka Możdżera. Również interesujący był program rozpoczęcia sezonu. Zapewne znajdą się ludzie, którzy powiedzą, że po co było grać te pięciominutowe utwory trzech wybitnych kompozytorów polskich: Krzysztofa Pendereckiego, Witolda Lutosławskiego, Henryka Mikołaja Góreckiego - każdy z nich zasługuje na coś większego. Tak, ale każdy będzie w trakcie sezonu uhonorowany większymi koncertami, a tu chciałem po prostu zasygnalizować już na początku, że ten sezon jest wyjątkowy, bo w tym sezonie przypadają rocznice tych trzech wielkich twórców i dlatego chcieliśmy już na początku pokazać ich takie malutkie wizytówki. Ponadto to bardzo rzadko się zdarza, by w jednym koncercie usłyszeć utwory tych wszystkich trzech kompozytorów. Najczęściej każdemu z nich poświęcony jest cały program. A tu obok siebie zaprezentowane zostały krótkie utwory, które pozwalają porównać ich język muzyczny i dojść do własnych wniosków, własnych odkryć. Beethoven obronił się po przerwie, ale chciałem, by ten początek stał się wprowadzeniem w czas jubileuszy.