Po roku znów tam jesteśmy. Pierwsze wrażenie: brak kontroli nad tym terenem. Za to jest wreszcie szansa, że oczyszczą skażoną ziemię.
- Szkoda Zachemu, ale odradza się niczym Feniks z popiołów - zachwycał się Zbigniew Ostrowski, wicemarszałek województwa, podczas niedawnej uroczystości otwarcia jednej z najnowocześniejszych na świecie linii produkcyjnych substancji pieniących w Borucie-Zachem.
Ziemia jest czerwona
Borutę z Zachemem łączy tylko nazwa. Gdyby wicemarszałek, jak my, pojechał kilka kilometrów dalej i zwiedził resztę terenu po bydgoskim zakładzie (zrobiliśmy zdjęcia, nakręciliśmy film), Feniksa by nie zobaczył, a wręcz przeciwnie.
Od lipca ubiegłego roku brama Zachemu jest otwarta dla wszystkich. Miasto odkupiło część dróg od syndyka i udostępniło je do powszechnego użytku. Efekt? Mieszkańcy urządzili park krajobrazowy w miejscu, w którym przez lata produkowano ciężką chemię. Obecnie wygląda to jeszcze gorzej, niż gdy byliśmy tam rok temu. Ludzie zabierają co tylko się da - wyrywają z pustostanów kable i metalowe pręty. W każdej chwili rudery mogą runąć. Kilka dni temu doszło tutaj do groźnego pożaru w jednym z pustostanów. Wszędzie jest pełno śmieci. Przedsiębiorca, którego spotkaliśmy, opowiada, że nieczystości są też zwożone z zewnątrz, bo nie ma żadnej kontroli. Czuć środki chemiczne, a na ulicy Nenckiego zauważyliśmy, że ziemia jest czerwona.
W zachemowskiej glebie zalegają tony substancji chemicznych. Zanieczyszczone są zarówno wody podziemne, jak i grunty, np.: fenolami, chlorkami, metalami ciężkimi, węglowodorami chlorowanymi, benzenem.
- Nocami przyjeżdżają tutaj wielkie samochody, które ładują skażony gruz, a później trafia on na drogi - dodaje przedsiębiorca.
- Pierwsze słyszę - twierdzi Grzegorz Floryszak, syndyk Zachemu. - Niektórzy naprawdę przesadzają, mówiąc o skażeniu. Są zaledwie cztery miejsca, gdzie tyka ekologiczna bomba. Dotyczy to raptem sześciu hektarów, na pewno ulicy Zielonej, a ja zarządzałem 360 hektarami. Jestem w stałym kontakcie z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska w Bydgoszczy.
RDOŚ, z którym współpracuje także miasto, dostrzega jednak większe zagrożenie niż syndyk. - Prowadzimy postępowania na tym terenie, m.in. na podstawie zgłoszenia prezydenta Bydgoszczy - informuje Dariusz Górski, rzecznik prasowy RDOŚ. - Badania wykazały, że oczyszczenia wymaga sześć obszarów o powierzchni 28 hektarów. Za wyjątkiem dwóch składowisk odpadów pozostają one nadal we władaniu Infrastruktury Kapuściska [dawny Zachem - red.], reprezentowanej przez syndyka. Prawo obliguje zarządzających do usunięcia zanieczyszczeń. Nie wywiązali się z tego obowiązku. W tej sytuacji możemy opracować plan naprawczy i zmusić właścicieli nieruchomości do przywrócenia porządku. Staramy się uzyskać pieniądze z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Toruniu na opracowanie projektów planów dla najbardziej pilnych miejsc. Wniosek o dofinansowanie jest aktualnie przygotowywany i zostanie złożony w pierwszej połowie maja.
Diagnoza środowiskowa
Zaś w drugiej połowie maja odbędzie się spotkanie z udziałem organów ochrony środowiska i geologicznych, którego tematem będzie właśnie problem Zachemu. - Przedstawiciele Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie mają przedstawić diagnozę środowiskową oraz propozycje, jak zlikwidować lub ograniczyć zagrożenia - podsumowuje Dariusz Górski.