Błoto i kurz pod kołami. Na zlot nad morzem cieszą się nawet partnerki i żony miłośników militariów
Uwielbiają zapach kurzu i oleju silnikowego o poranku. O swoich pojazdach mogą gadać godzinami. I zawsze są przekonani, że ich jest najwspanialszy.
Głośne dźwięki wojskowych samochodów, zapach spalin i dużo błota. To uwielbiają wszyscy, którzy co roku odwiedzają miasteczko zlotowe w Darłowie. Przyjeżdżają tu najróżniejszymi pojazdami, często są to maszyny z długą i bogatą historią. Ale to impreza nie tylko dla samych pasjonatów.
- Na zlot w Darłowie cieszą się partnerki i żony miłośników militariów. Oni w tym błocie i kurzu bawią się świetnie, jeżdżąc swoimi maszynami, a one są szczęśliwe, bo idą na plażę lub na zakupy. Wszyscy są zadowoleni - śmieje się Witold Przeworski, prezes Stowarzyszenia Miłośników Historii Militarnej Bornego Sulinowa, którego spotkaliśmy na polu namiotowym 24. Międzynarodowego Zlotu Historycznych Pojazdów Wojskowych w Darłowie.
Przyjechał z dwoma pojazdami - ciężarowym KrAZEM 255 i amfibią na gąsienicach, w skrócie PTS.
- Służy ona do przerzucenia wojska przez trudny teren, ale też można nią przez wodę przewieźć nawet samochód ważący do pięciu ton. KrAZ z kolei to pojazd, który służył m.in. do przewożenia żołnierzy, ciągnięcia lawet z czołgami czy artylerii - tłumaczy pan Witold.
Podkreśla, że na darłowskim zlocie najlepsza jest atmosfera, którą budują uczestnicy imprezy.
- Jest przyjacielska, wręcz rodzinna. Widać to przy różnych sytuacjach, na przykład gdy wyciągaliśmy z błota jeden z pojazdów. Wszyscy robią to za darmo, nikt nie chce od nikogo pieniędzy, najważniejszy jest uścisk dłoni - dodaje.
Na zlocie był również Ryszard Stachy ze Stowarzyszenia Militarnego Trzebież w Szczecinie.
- Po pandemii jestem pozytywnie zaskoczony, że impreza odżyła i wszystko się odbywa tak jak dawniej. Było dużo osób z różnych militarnych stowarzyszeń z Polski i zagranicy - mówi i chwali się, że przyjechał samochodem marki Ford Mutt z 1964 roku.
- Pojazd uczestniczył w wojnie w Wietnamie. Później służył w wojsku greckim, był w Niemczech, a stamtąd trafił ostatecznie do mnie. Drugi mój pojazd to Iveco. Karetka, który jest zarazem moim kamperem do spania, jedzenia i wszystkiego. Mam jeszcze motocykl Ural z 1953 roku - dodaje Ryszard Stachy, który na zlot przyjechał sam, ale jak zaznacza - poznać tu można wielu nowych znajomych, których łączy wspólna pasja.
- Moja pojawiła się dawno temu, kiedy benzyna była na kartki. Pracowałem w firmie mającej samochody wojskowe. Sprzedano mi jeden taki pojazd. Od tego się zaczęło, bardzo mi się to spodobało. Poza tym byłem w wojsku i stąd bierze się to całe zamiłowanie - mówi uczestnik zlotu ze Szczecina.
Nie tylko miłośnicy militariów zaglądają na zlot. Przyjeżdżają także turyści, którzy chętnie kupują gadżety na bazarze, np. koszulki, broń plastikową czy starocie militarne. Są to rzeczy, które dostać można jedynie na takim spędzie, jak ten w Darłówku.
W ramach zlotu corocznie organizowana jest parada pojazdów na plac Tadeusza Kościuszki. Mieszkańcy, jak i turyści mają wówczas okazję zwiedzać zabytkowe pojazdy. Jest też szansa na zrobienie pamiątkowych zdjęć.