Beskidzki WOPR powoli idzie na dno, bo brakuje pieniędzy. Co z patrolami na Jeziorze Żywieckim
Dotacja wojewody śląskiego w wysokości 50 tysięcy zł dla Beskidzkiego Wodnego Pogotowia Ratunkowego to kropla w morzu potrzeb. Jeśli nic się nie zmieni, to za jakieś dwa, trzy lata wodne pogotowie przestanie istnieć.
Sytuacja jest tragiczna, a będzie jeszcze gorsza - mówi Jerzy Ziomek, wiceprezes Beskidziego WOPR i jednocześnie prezes Oddziału Rejonowego w Żywcu, mając na myśli kondycję finansową pogotowia wodnego.
Problemy zaczęły się przed dwoma laty, kiedy to dofinansowania nie przyznał WOPR Urząd Marszałkowski (wcześniej formacja otrzymywała ok. 150 tys. zł). Wojewoda śląski wygospodarował wówczas 55 tys. zł, ale ratownicy i tak musieli ograniczyć się do czuwania w bazie (w przypadku Jeziora Międzybrodzkiego tylko w weekendy) i czekania na telefon z prośbą o pomoc. Tymczasem wcześniej jeziora Żywieckie (ponad 30 km linii brzegowej) i Międzybrodzkie (15 km linii brzegowej) były patrolowane przez ratowników siedem dni w tygodniu przez minimum 2-4 łodzie na każdym z jezior. W 2017 roku ratownicy również dostali 55 tys. zł na zapewnienie bezpieczeństwa na akwenach, natomiast w tym roku wojewoda przeznaczył 70 tys. zł, z czego 20 tys. zł trafiło do śląskiego WOPR, a 50 do beskidzkiego.
Jerzy Ziomek podkreśla, że z powodu mizerii finansowej kolejny rok ratownicy będą musieli
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień