Beata leżała w kałuży krwi...
Beata nie żyje. Miała złamane kości czaszki, przebite płuco... Jej mąż Krzysztof J. jest za kratkami.
Chichy pod Szprotawą to niewielka, choć rozciągnięta miejscowość. Domy stoją wzdłuż głównej drogi. Gdzieniegdzie widać ciągniki rolnicze. Dookoła cisza, raczej pusto.
Domy sióstr – Beaty i Wioletty – stoją obok siebie, jakby na jednej posesji. Jeden z budynków – ten Wioletty i Andrzeja Cukierskich – jest nowszy. Podwórza zadbane, z miejscem do zabawy dla dzieci. Obejść pilnują psy, ale te Beaty i Krzysztofa J. wydają się być wystraszone...
Do dramatu doszło w domu położonym bardziej w głębi, za wielką szopą, jakby ukrytym przed wzrokiem. Odświeżona elewacja. W oknach ładne firanki. Przed domem przystrzyżony trawnik i kostka brukowa z wzorkiem.
– To, co tam się stało, wie tylko on i Beata – mówi 50-letni Andrzej Cukierski i zaczyna płakać. – Ona była przez niego zastraszona, katowana latami.
„Ciosy zostały zadane tak, żeby zabić”.
Czytaj więcej 11 września w papierowym wydaniu „Gazety Lubuskiej” oraz w naszym serwisie plus.gazetalubuska.pl