Bar Rybny „Tunek” w czasach świetności i smakowitości

Czytaj dalej
Fot. Ireneusz Wojtkiewicz
Ireneusz Wojtkiewicz wojtkiewicz@ct.com.pl

Bar Rybny „Tunek” w czasach świetności i smakowitości

Ireneusz Wojtkiewicz wojtkiewicz@ct.com.pl

„Gdybym był rybą marzyłbym o tym, aby mnie zjedzono w Tunku. Byłaby to śmierć o bardzo wykwintnym smaku”.

Tymi oto słowami Jerzy Waldorff, wielkiej sławy krytyk i popularyzator muzyki oraz wieloletni piewca Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku zapisał swój pobyt w księdze pamiątkowej gości Baru Rybnego „Tunek” przy Placu Władysława Broniewskiego w Słupsku. Ten wpis i jeszcze wiele innych zachowuje w pamięci Jerzy Jerzewski, jeden z nestorów słupskiej gastronomii, który w latach 1973 – 1987 kierował „Tunkiem” i dziś dzieli się z nami swymi wspomnieniami.

- Redaktor Waldorff gościł w „Tunku” wkrótce po otwarciu tego lokalu latem 1973 roku – wspomina J. Jerzewski.

- Przedtem to był bar „Jacuś”, w którym szkolono uczniów słupskich szkól gastronomicznych. Lokal dobrze wspominany chociażby z tego, że przy wejściu była marynaciarnia ówczesnej Centrali Rybnej, gdzie gości witano częstując smakowitą, ciętą z pęta kiełbasą.

Bar Rybny „Tunek” zapisał się w dziejach Słupska jako wyborowy pod względem jadłospisu i wyglądu lokal gastronomiczny
Ireneusz Wojtkiewicz W ogródku gastronomicznym „Tunka” stały wiaty stylizowane na łodzie rybackie

„Tunek” szybko zyskał sobie sławę baru serwującego wyjątkowo smakowite i niedrogie potrawy z ryb. Pewnie dlatego stał się miejscem konsumowania rodzinnych obiadów, na które często przychodzono tu z dziećmi.

Jerzy Jerzewski wymienia min.: siekaniec słupski czyli filet z rekina, karp po kapitańsku zapiekany, halibut po chińsku. Albo słynny bogracz, wzorowany na pysznej zupie węgierskiej, którą zasmakowałem razem z Władkiem Piotrowiczem – późniejszym szefem znanych słupskich restauracji i karczem, z którym studiowaliśmy gastronomię i handel na Węgrzech.

Ale w kuchni „Tunka” rządził Michał Szczęsny, który razem z Henrykiem Błaszczykiem był uczniem ówczesnego mistrza Jana Czarneckiego, szefa kuchni w „Metrze”.

Bar „Tunek” to dzieło słupskiego Zakładu Kompleksowych Wdrożeń „Społem”, podobnie jak niedawno wspominana na naszych łamach min. „Karczma Słupska”.

Wykonany według projektu art. plastyka Mirosława Jarugi – sprawującego obowiązki plastyka miejskiego w latach 1969 – 1989. Wystrój wnętrza i otoczenie były inspirowane wyglądem starych przystani i tawern rybackich.

Bar Rybny „Tunek” zapisał się w dziejach Słupska jako wyborowy pod względem jadłospisu i wyglądu lokal gastronomiczny
Ireneusz Wojtkiewicz W ogródku gastronomicznym „Tunka” było siedem wiat podobnych do rybackich łodzi

Charakterystyczne były siedziska i abażury w kształcie beczek. Kuchnia była otwarta, nie oddzielona od sali konsumpcyjnej żadnymi drzwiami, ozdobiona sieciami rybackimi.

Ogródek gastronomiczny wypełniało siedem niedużych wiat, zbudowanych w kształcie rybackich łodzi.

- Z tą kuchnią mieliśmy pewien problem, bo trzon węglowy jej paleniska oraz wysoka zabudowa wokół baru nie zapewniały należytego cugu – przypomina sobie Jerzy Jerzewski. - Musieliśmy przerobić trzon węglowy na elektryczny.

Nasz rozmówca i przewodnik po archiwalnym świecie słupskiej gastronomii pochodzi z Gdyni. Wraz z małżonką Krystyną Jerzewską, wieloletnią kierowniczką słupskiego baru PSS „Koziołek Matołek”, stanowią rodzinę słupskich gastronomów. W tym zawodzie pracował od 1963 do 1991 roku, kiedy podupadł na zdrowiu.

Było to w ostatnim etapie jego pracy, gdy kierował restauracją „Staromiejską”, do której się przeniosła słupska żulia po zamknięciu „Czaru”.

- Za dużo nerwów mnie to kosztowało, skończyło się udarem – wspomina z żalem

Bar Rybny „Tunek” nie przetrwał do dzisiejszych czasów. W pierwszej dekadzie roku 2000 wyglądał bardzo smętnie jako sklep meblowy. Teraz to Flohmarkt, co w tłumaczeniu z języka niemieckiego na polski znaczy taki pchli targ czy targ staroci.

Obecny widok nie zachwyca naszego rozmówcy – przewodnika: - Pomalowane na biało kamienne ogrodzenie jest wprawdzie przejawem troski o wygląd otoczenia, ale to już nie to samo co kamienie naturale. Przypomina mi się jeszcze jeden wpis do księgi pamiątkowej „Tunka” z 1974 roku, kiedy odwiedzili nas akredytowani w Polsce zagraniczni dziennikarze prasowi, radiowi i telewizyjni: „Budujcie drugą Polskę, ale kuchni nie zmieniajcie po polsku”. Wymowne, prawda?

Zobacz także: Bar Rybny „Tunek” w czasach świetności i smakowitości.

Ireneusz Wojtkiewicz wojtkiewicz@ct.com.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.