Przyjechałem, zapłaciłem, muszę się wykąpać - słyszą ratownicy od turystów nad morzem. Na nic ostrzeżenia, że jest czerwona flaga, a fale są olbrzymie. A do tragedii niewiele brakuje.
Mając w pamięci różne groźne sytuacje, ratownicy przypominają o podstawowych zasadach bezpiecznej kąpieli. Na co uważać?
- Przede wszystkim wybierajmy bezpieczne kąpielisko, które strzeżone jest przez grupę ratowników. To podstawa. Nie wchodzimy w jakieś nieznane i dzikie miejsca, gdzie nie ma ludzi - zaczyna Sylwester Kowalski z Ratownictwa Wodnego w Darłowie. - Z mojego doświadczenia wynika, że 90 procent akcji ratowniczych prowadzona jest poza terenem strzeżonym. To jest powiązane z tym, że gdy jest zakaz kąpieli ze względu na warunki pogodowe, to ludzie idą tam, gdzie kąpielisko nie jest pod nadzorem ratowników - tłumaczy. - Pozostaje tylko apelować o rozsądek i odpowiedzialność.
Ważne jest także, żebyśmy czytali regulaminy i zwracali uwagę na znaki.
- One nie są po to, żeby powiesić na nich ręcznik, ale o czymś informują, coś nam nakazują czy czegoś zakazują. Na przykład że nie możemy w określone miejsce wchodzić - mówi ratownik.
Przykładem może być budowla hydrotechniczna. Jeśli ktoś wchodzi na kamienie przy silnych falach, może się to skończyć tragicznie. Gdy wpadniemy wtedy do wody, fala wbija nas w kamień, nie mamy szans.
Nad morzem wszystkie strzeżone kąpieliska są oznaczone flagami. Trzeba zwracać uwagę na ich kolor. Biała oznacza, że możemy się kąpać. Czerwona - kategoryczny zakaz kąpieli. Także wchodzenia do wody, czyli nie można stać w niej po kolana. Bo silna fala po nich przyjedzie i wciągnie w głąb morza. Najbardziej zagrożone są dzieci.
- Niekiedy długo musimy tłumaczyć, aż ktoś zrozumie zagrożenie. Kiedyś ojciec dziecka, które kąpało się przy wysokich falach i czerwonej fladze, kazał mi spadać, bo uznał, że tylko w Polsce są takie przepisy. Dopiero kiedy powiedziałem, że zgłoszę to na policję, się wystraszył. Nie przeprosił, tylko burczał pod nosem - wspomina ratownik z Darłowa.
Alkohol i brawura to główne powody tragedii nad morzem. Pamiętajmy, żeby nie wchodzić do zimnej wody po spożyciu wysokoprocentowych trunków, które obniżają naszą umiejętność oceny sytuacji, a także po długim opalaniu się na słońcu. Szok termiczny może być przyczyną tragedii.
No i mamy na Bałtyku wsteczne prądy, które podstępnie wciągają nas w morze, nawet gdy jesteśmy na płyciźnie. Jak się wtedy zachować? Nie walczyć z nimi bezpośrednio. Najsilniejszy prąd jest przy brzegu, im bardziej w głąb morza, tym słabnie. Gdy tam nas zaniesie, należy próbować wracać bokiem.
„Nie masz co robić? Siedź pan na tej wieży” - słyszą czasem ratownicy, którzy przestrzegają przed wchodzeniem do wody przy czerwonej fladze. Mandatu, niestety, nie mogą wystawić.
- A przydałoby się, gdy ludzie mają nas za nic. Poświęcamy swoje życie, swój czas dla ich dobra. Nie jestem ratownikiem tylko wtedy, kiedy coś się dzieje. Nasza praca polega głównie na prewencji, czyli niedopuszczenia do pewnych zdarzeń. A ludzie odbierają to negatywnie - mówi Sylwester Kowalski. - Z perspektywy lat pracy wygląda to coraz gorzej. Turysta przyjeżdża i mówi, że za to zapłacił, więc musi wejść do wody - dodaje.