Atak nożownika na piłkarzy ŁKS Łomża. Ofiara nożownika: myślałem, że już nigdy nie wrócę na boisko
40-latek, który nożem zaatakował w dyskotece dwóch piłkarzy ŁKS Łomża, trafi na 4 lata za kraty. Tak zdecydował w tym tygodniu sąd. - Co to za kara?! - pyta z niedowierzaniem Bartłomiej Makowski, który przed ciosem bronił się ręką. Sprawności kończyny nie odzyskał.
Mówi, że gdyby nie jego kolega z drużyny, Piotrek Lipka, mógłby już nie żyć. To właśnie bramkarza łomżyńskiego ŁKS napastnik zaatakował w pierwszej kolejności. Zadał mu trzy ciosy w brzuch. Młody mężczyzna zgiął się w pół.
- Trącił mnie plecami. Odwróciłem się. Kątem oka widziałem nóż lecący w moim kierunku. Zasłoniłem się. Nóż poszedł w bok. Rana cięta była na wysokości serca, ale po prawej stronie - relacjonuje dziś tragiczną noc Bartłomiej Makowski, wtedy nowy obrońca łomżyńskiego klubu.
Broniąc się, doznał obrażeń lewej ręki. Ostrze przecięło mięśnie przedramienia. Przyznaje, że procesu swojego napastnika szczegółowo nie śledził, ale o samym zdarzeniu długo nie zapomni.
- Minęło już półtora roku, a wciąż nie czuję palców, mam problem z wyprostowaniem ich do końca. Ręka wygląda, jakby była obca, zdrętwiała - opisuje 28-latek. - Mam problem z termogeniką. Mogę poparzyć rękę i tego nie czuć. Tak jak nie czuję, że wypadają mi trzymane w niej kartki.
Były chwile załamania, była rehabilitacja. Teraz jest tylko nadzieja, że problemy nie wrócą. Bo czasem jest lepiej, czasem gorzej.
Wrócił do domu po nóż
Bartłomiej do piłkarskiego klubu dołączył zaledwie trzy tygodnie przed zdarzeniem, do którego doszło 8 sierpnia 2015 r. w dyskotece przy ul. Piłsudskiego w Łomży. 26-letni wówczas obrońca i jego koledzy z drużyny integrowali się po powrocie z meczu ligowego z KS Wasilków. Była sobota. Piłkarze poszli do baru na piwo, później na dyskotekę.
- Nikt nie przypuszczał, że może dojść do takich scen. Nie było żadnej sprzeczki, zaczepki - mówi Bartek, który obecnie jest zawodnikiem Asseco Resovia Rzeszów.
Bo między dwoma piłkarzami i oskarżonym doszło tylko do lakonicznej wymiany zdań dotyczących... przesunięcia kufla na barze. - Piotrek zapytał „czy to pana piwo?”. On powiedział „moje”. To cała nasza rozmowa - opowiada Makowski. - Nadal ludzim trudno w to uwierzyć.
Tym bardziej, że zaatakowani w chwilę później sportowcy to rośli, wysportowani, młodzi mężczyźni: Bartek ma 193 cm wzrostu, Piotrek 195 cm. Napastnik? 39-letni wtedy mężczyzna przy kości, w okularach.
Po „sprzeczce” z piłkarzami Piotr J. pokłócił się też z innymi gośćmi dyskoteki. Był pijany i agresywny. W końcu jego kolega zamówił mu taksówkę i odprawił do domu. Mężczyzna (mąż i ojciec) dotarł do mieszkania, ale długo nie zagrzał tam miejsca. Zabrał tylko nóż z ostrzem o długości 13 centymetrów i wrócił do klubu na ul. Piłsudskiego. Później, jak wynika z akt sprawy, przez około 40 minut obserwował piłkarzy na dyskotece, po czym rzucił się na nich, gdy stanęli przy parkiecie. Była godz. 3 nad ranem.
- Dobrze że wśród gości był strażak, który udzielił Piotrkowi pierwszej pomocy, zatamował krwotok - przyznaje Makowski. - To był nóż myśliwski, pociągnięcie wyciągało wnętrzności na zewnątrz.
Lipka miał 8 centymetrów uszkodzonego jelita. Stracił też ponad litr krwi. Przyjechało pogotowie. Młody mężczyzna musiał przejść natychmiastową operację, która trwała 4 godziny.
W międzyczasie ochrona ruszyła w pościg za napastnikiem, który jeszcze przed zatrzymaniem zdążył się okaleczyć, podciąć sobie ścięgna dłoni.
Nożownik i pokrzywdzeni trafili do tego samego szpitala w Łomży.
Drużyna i kibice w szoku
- Chyba dopiero jak alkohol „odpuścił”, dotarło do mnie, co się wydarzyło - przyznaje piłkarz. - Było ciężko. Od 6. roku życia trenuję piłkę nożną. Robiłem to całe życie. Myśl, że mam zaczynać wszystko od początku, szukać nowych rozwiązań na życie, była okropna. Mimo to cały czas wierzyłem, że jeszcze nie jednego awansu się doczekam.
Zszokowali kibice i drużyna bardzo wspierali rannych zawodników.
- Wszyscy byli wstrząśnięci. W głowie nam się to wszystko nie mieściło. W pierwszej chwili nawet nie wyobrażaliśmy sobie, jak straszne było to w skutkach - mówi Waldemar Antolak, kierownik drużyny. - Z początku myślałem, że zostali draśnięci nożem, a to były poważne obrażenia. Mogli zginąć!
Piotr Lipka po 10 dniach wyszedł ze szpitala. Bartek Makowski nieco szybciej, ale jego rehabilitacja trwała dwa miesiące. Zawodnik wciąż jest wdzięczny chirurgowi, który dobrze się nim zajął i pozszywał przecięte mięśnie.
Już na początku jesieni wrócił na boisko. Waldemar Antolak przyznaje, że miał obawy i dopóki nie zobaczył zaświadczenia lekarza, że Bartłomiej może uczestniczyć w treningach, miał opory przed dopuszczeniem go do piłki.
Dość szybko na murawę wrócił również Piotr Lipka. Choć szrama idąca przez całą długość jego brzucha prawdopodbnie zostanie mu do końca życia.
- Żartowałem z Piotrka, że na miejscu tej zygzakowatej blizny powinien sobie wytatuować węża - wtedy nic nie będzie widać - przyznaje szczerze Antolak. - Braliśmy to na wesoło, żeby psychicznie się nie załamali, doszli do siebie i psychicznie, i fizycznie.
Jednocześnie nie ma wątpliwości: dla niego to, co się wydarzyło w łomżyńskiej dyskotece, to była próba zabójstwa.
Tak samo uznała prokuratura i postawiła Piotrowi J. zarzut podwójnego usiłowania zabójstwa. Mieszkańcowi Łomży groziło od 8 do 25 lat więzienia, a nawet dożywocie. Gdy ruszył proces przed Sądem Okręgowym w Łomży, pokrzywdzeni byli oczywiście przesłuchiwani.
- Nie patrzyłem na tego człowieka (oskarżonego - przyp. red.), nie miałem ochoty. Chciałem się tylko dowiedzieć, za co to wszystko było. Tylko że ten pan sam nie było w stanie powiedzieć nam dlaczego - komentuje Bartłomiej.
Biegli z zakresu psychiatrii i psychologii stwierdzili, że Piotr J.. w chwili czynu miał w znacznym stopniu ograniczoną poczytalność. Wynikała z atypowego upojenia i nienaturalnej reakcji na alkohol.
Na tej między innymi podstawie w październiku ub. roku sąd pierwszej instancji skazał łomżynianina na 4 lata więzienia. Nie za usiłowanie zabójstwa, ale za przestępstwo znacznie niższego kalibru: spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i uszkodzenia ciała. Mimo apelacji śledczych i obrony, sąd drugiej instancji 7 lutego taką kwalifikację prawną i karę utrzymał. Wziął pod uwagę ograniczoną poczytalność sprawcy i brak motywu.
- Dla laika trzykrotne ugodzenie nożem może być traktowane jako usiłowanie zabójstwa. Ale trzeba mieć na względzie okoliczności tego zdarzenia i czynniki wpływające na poziom winy i zamiaru - uzasadniał wyrok sędzia Andrzej Ulitko z Sądu Apelacyjnego w Białymstoku.
- Czyli można za dużo wypić, wziąć nóż, iść do klubu, pozabijać dwie osoby i dostać 4 lata. Co to jest za kara? To nie jest kradzież czy delikatne przestępstwo, które nie krzywdzi fizycznie drugiej osoby. Zdrowia nie można w pełni odzyskać, zdrowie mamy tylko jedno - zaznacza Bartłomiej Makowski. Pół roku po ataku rozszedł się z ŁKS Łomża. Nie gra tam już również Piotr Lipka.