Ikonopisarka, żona, matka i nauczycielka... Edyta Wyrembska pełni w życiu wiele ról. Czasami podejmuje budzące krytykę innych decyzje.
Pisząc ikony odpoczywam, tworząc czuję się spełniona - tak o swoim zajęciu mówi Edyta Wyrembska, ikonopisarka z Bożnowa. W jej pracowni można podziwiać piękne ikony i obrazy, przedstawiające figury świętych. Zauważyć tam można również ślady obecności dzieci artystki, ich rysunki i figurki ulepione małymi rączkami. Widać, że odziedziczyły talent po mamie...
Chociaż zdolności plastyczne E. Wyrembska miała od dziecka, to po Liceum Plastycznym w Zielonej Górze jako kierunek studiów wybrała matematykę. Bo ze światem artystycznym, w tym czasie nie chciała mieć nic wspólnego.
Wpływ na to miała nowo odzyskana wiara, to ona w dużej mierze pokierowała jej życiem. Jednak już po pierwszym roku studiów, matematyka poszła w zapomnienie, artystyczna dusza czuła, że to nie to. Droga do pisania ikon nie była jednak prosta, oczywista. Początkiem ścieżki w kierunku sztuki sakralnej było dekorowanie kościołów, to tak artystka zaczęła się spełniać. Znalazła sposób, by realizować się artystycznie, będąc jednocześnie w zgodzie z wiarą.
Potrzeba edukacji religijnej sprawiła, że zaczęła studiować teologię, do tego doszła historia sztuki i teologia prawosławna. Ikony rozgościły się wtedy w jej życiu na dobre. Zaczęło się poszukiwanie i nawiązywanie kontaktów z osobami, które się tym zajmują, warsztaty i kursy, ciągłe pogłębianie wiedzy. Dziś pracuje na zamówienie, zarówno dla kościołów jak i osób prywatnych. Pisze ikony z przesłaniem, małe dary, dla osób i miejsc, które tego potrzebują. Czas tworzenia jest czasem medytacji, szukaniem obrazu dla symboliki, jaką ma zawierać dzieło. Bo ikona ma spełniać funkcję, przemieniać przestrzeń w której się znajduje. – Cieszę się, kiedy gotowa ikona trafia do właściciela i tam pełni swoją rolę – mówi ikonopisarka.
Z ciepłym uśmiechem mówi, że jej pracę determinuje życie rodzinne, a w tym okresie, to ono jest na pierwszym planie. Edyta nie jest wyłącznie artystką, prywatnie to przede wszystkim matka, żona i nauczycielka. Parę lat temu wspólnie z mężem podjęli decyzję o kształceniu swoich dzieci w domu. Jak sama mówi, była to dla nich dobra decyzja. Edukacja domowa zmienia zwykły harmonogram dnia, jest więcej czasu. - Ale dom jest wtedy pusty, brakuje tego, co jest jego treścią – zauważa E . Wyrembska.
Ich decyzja , która łamie schemat spotkała się z krytyką, szczególnie ze strony rodziny. Edukacji w domu zarzuca się przede wszystkim brak socjalizacji dzieci z rówieśnikami. Jednak jak zauważa Edyta, im to nie grozi ponieważ dzieci jest czworo, a to już mała grupa. Kontakt z rówieśnikami mają przy okazji zajęć dodatkowych, w Bożnowie mają kolegów do wspólnych zabaw.
Nauką dzieci zajmują się razem z mężem, dużym ułatwieniem jest fakt, że wcześniej oboje pracowali w szkole. Jeśli czegoś sami nie mogą przekazać, lub nie posiadają odpowiedniej wiedzy, zajmuje się tym specjalista, np. język angielski dzieci szlifują z lingwistą. Takie nauczanie kończy się egzaminem, który trzeba zdać w szkole , z którą współpracują.
Jest również szereg zajęć kształcących zainteresowania. Trenują capoeirę i łucznictwo, uczą się także gry na instrumentach, jeden z chłopców niedługo zacznie naukę w szkole muzycznej. Z mamą rozwijają swoją kreatywność i talenty plastyczne, każde z dzieci ma inne zdolności. Czas wolny spędzają na zabawie, przeważnie na podwórku.
Mają też obowiązki, zajmują się zwierzętami , pomagają nakryć do stołu. A do posiłku zasiadają zawsze w komplecie, u nich w domu nie ma pośpiechu, ciągłej gonitwy. Czas spędzony razem jest dla nich cenny, to rodzina stanowi największe dobro.