Artyści na Uniwersytecie Artystycznym kłócą się o władzę
Nowy rektor odsunął od władzy 11 profesorów. Część z nich nazywa decyzję bezczelnością. Rektor powołuje się na ustawę i tłumaczy, że uczelni potrzebne są zmiany i miejsce dla młodych.
Artyści na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu kłócą się o to, kto ma uczyć studentów. Nowy rektor tej uczelni odsunął od prowadzenia pracowni 11 profesorów, którzy przekroczyli 70. rok życia. Część z nich uznała to za szykany i uczy studentów nadal, jak mówi, nielegalnie.
1 września władzę na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu objął prof. Wojciech Hora. Zastąpił na stanowisku prof. Marcina Berdyszaka.
Sporna ustawa
Prof. Wojciech Hora powołuje się na ustawę o szkolnictwie wyższym i tłumaczy, że osoby po 70. roku życia nie powinny pełnić funkcji kierowniczych oraz zasiadać w radzie wydziału, jak to ma miejsce obecnie na UAP.
- Jednocześnie, ceniąc dorobek artystyczny starszych profesorów, chcę, by dawali wykłady otwarte na uczelni. Dzięki temu będą mieli dostęp nie tylko dokilku osób z pracowni, ale do całej społeczności akademickiej - tłumaczy.
Część odsuniętych profesorów nie zgadza się z takim stawianiem sprawy. Głównie zaś ze sposobem zakomunikowania decyzji przez rektora.
- O tym, że tracimy pracownie, dowiedzieliśmy się nagle, kilka dni przed rozpoczęciem roku akademickiego. Część z nas to byli rektorzy, prorektorzy, dziekani. Pracujemy tu od 50 czy 40 lat i nie zasłużyliśmy na tak bezczelne potraktowanie
- mówi prof. Henryk Regimowicz.
Dodaje, że ustawa, jego zdaniem, nie przesądza o losie osób po 70. roku życia na uczelni i uznaje decyzję nowej władzy za złą wolę.
Niektórzy z profesorów uważają sytuację za rewanż za kampanię wyborczą. Faktycznie kampania była burzliwa. Prof. Berdyszak na stanowisko rektora namaścił swojego dotychczasowego prorektora prof. Andrzeja Syskę. Jego kontrkandydata nazywał człowiekiem znikąd. Mimo to prof. Syska otrzymał w wyborach jedynie 3 głosy, prof. Hora zaś 47. Teraz prof. Syska jest szefem właśnie powstałej uczelnianej Solidarności i broni odsuniętych profesorów. Także tych, którzy mu sprzyjali.
Rozpoczęcie roku akademickiego na Uniwersytecie Artystycznym:
- Owszem, byłem rzecznikiem wyboru prof. Syski. Obecne działanie władz uznaję za formę rewanżyzmu - mówi prof. Jarosław Kozłowski, kolejny z odsuniętych profesorów.
Wystosował do władz uczelni pismo, w którym dowodzi bezprawności ich decyzji i nazywa je „dobrą zmianą”.
Ma być rewolucja
Nowy rektor od początku zapowiadał rewolucję na uczelni. Jego priorytetem jest otwarcie uczelni na miasto oraz danie szansy młodej kadrze naukowej. Żeby to stało się możliwe, ktoś musi odejść. Padło na jedenastu profesorów, którzy ukończyli 70. rok życia. Wszyscy oni pod koniec września otrzymali informację, że w nowym roku akademickim nie będą już uczyć studentów, przestają być kierownikami pracowni, nie mogą być promotorami prac dyplomowych.
Wśród „szczęśliwej jedenastki” znalazły się uczelniane gwiazdy, profesorowie popularni wśród studentów. Jedni i drudzy zaczęli domagać się wyjaśnień. Doszło do słownych przepychanek, gróźb, wezwań „nadywanik”.
Grożenie policją
W ubiegłym tygodniu prof. Jarosław Kozłowski, mimo zakazu, otworzył swoją pracownię i jak dotychczas prowadził zajęcia. Na miejscu pojawił się prorektor ds. studenckich prof. Piotr Szwiec. Studenci zaczęli protestować wobec decyzji rektora. Na miejscu miało być około 80 osób, w tym grupa anarchistów. Atmosfera była gorąca. Prorektor prosił o opuszczenie budynku osoby spoza uczelni, kiedy usłyszał odmowę prosił o wylegitymowanie się zebranych osób i groził wezwaniem policji.
- Prorektor się nie zagalopował. Zrobił się tłok, mogło wydarzyć się coś złego. Pamiętajmy o wydarzeniach w Bydgoszczy, gdzie studenci zostali stratowani w tłumie
- mówi prof. Hora.
Profesorowie, z którymi rozmawiamy, są jednak zbulwersowani zachowaniem prorektora.
W rezultacie studenci zapowiedzieli kontrofensywę, do której miało dojść podczas oficjalnej inauguracji roku akademickiego. Skrzykiwali się na portalu społecznościowym, by głośno, przygościach, postawić władzy niewygodne pytania. Ostatecznie po spotkaniu z rektorem i wysłuchaniu jego wyjaśnień odstąpili od akcji.
- Takiej atmosfery nigdy na uczelni nie było
- mówi prof. Regimowicz.
Zarazem mówi, że liczy na kompromis z władzami. Chce przez najbliższy rok pozostać w pracowni jako konsultant, dopóki władzy nie obejmie jego wychowanek kończący doktorat.
Rektor nie pozostawia jednak złudzeń, żadnych ustępstw nie będzie. - Wymuszanie na mnie ugody, to próba złamania mnie i nowego kierunku dla uczelni, jaki obrałem - mówi. - Bunt kilku profesorów odbieram jako ciąg dalszy kampanii wyborczej. Chcę dać szansę młodym pracownikom, a dostaję za to burę. Czuje się pokrzywdzony obecnym atakiem na mnie - mówi.