Arkadiusz Górka: Chcę spłacić kredyt zaufania, jakim obdarzył mnie trener Smółka
Arkadiusz Górka jest w Stali Mielec już od stycznia, ale właśnie teraz zaczyna grać na dobre. - Wiosną miałem problemy z mięśniami przywodziciela - dlatego tych występów było tak mało - tłumaczy.
Do Mielca trafił pan już pół roku temu ale właśnie od początku nowego sezonu dostaje pan więcej szans na grę. Cierpliwość popłaca?
Do zespołu dołączyłem już w styczniu ale start okresu przygotowawczego okazał się dla mnie również początkiem przygód związanych z mięśniami przywodziciela. Rundę jesienną straciłem przez leczenie urazu, którego doznałem w ostatnim meczu sezonu 2015/2016, a jak to zwykle bywa, właśnie osłabione mięśnie przywodziciela są konsekwencją dłuższej przerwy w treningach. Wracałem, po kilku treningach pojawiało się to samo. Uporanie się z tym zajęło mi kilka miesięcy. Dlatego tych występów wiosną było tak mało.
Teraz, gdy ze zdrowiem wszystko w porządku, zaczął pan mocno pukać do bram pierwszego składu Stali. To może być dla pana przełomy sezon?
Staram się dążyć do spełnienia celów, które postawiłem sobie przed startem rozgrywek. Jeśli to się uda, będę zadowolony, że wykonałem dobrą pracę. To nie jest też już moment, w którym mogę zasłaniać się wiekiem, bo mając jakieś cele, marzenia, trzeba już stawiać coraz odważniejsze kroki, tym bardziej, że bez kontuzji przepracowałem cały czerwiec i lipiec, a tylko w tej kwestii stawiałem mały znak zapytania. Wszystko jest dobrze. W każdym meczu chcę grać jak najlepiej.
Ma pan indywidualny cel na obecny sezon?
Tak. Chcę spłacić kredyt zaufania, jakim obdarzył mnie trener Smółka. Na pewno wiąże się z tym jak największa liczba minut spędzonych na boisku, choćby dlatego. Pół godziny w meczu w Tychach i całe spotkanie w Pucharze Polski z Piastem Gliwice dały mi dużo. Są rzeczy, nawyki, które da się nabyć wyłącznie podczas meczu, dlatego nawet gdybym odpowiedział “chcę stać się lepszym piłkarzem” znaczyłoby to dokładnie to samo, tylko było mniej konkretnie powiedziane. Warto też pokreślić, że wiele osób upatruje w nas czarnego konia tegorocznych rozgrywek. Miło byłoby ich wszystkich nie zawieść, tym bardziej, że już poł roku temu napsuliśmy sporo krwi zdecydowanej większości rywali.
W zespole przed sezonem doszło do małej rewolucji kadrowej. Drużyna cały czas się poznaje?
Doszło do niej między z powodu tak udanej wiosny, o czym przed momentem wspomniałem. Nowi zawodnicy są pod wrażeniem warunków i stylu pracy w Mielcu, a Ci, którzy byli już wcześniej dostali impuls do dalszej pracy poprzez zdrową rywalizację.
Na co stać Stal Mielec w bieżącym sezonie Nice 1 ligi?
Na jak najczęstsze sprawianie, żeby nasi kibice byli dumni, że ich reprezentujemy. Przed sezonem nie ustaliliśmy sobie konkretnego celu. Nikt za to nie wyobraża sobie powtórki ze startu ubiegłego sezonu. Teraz to nie my jesteśmy beniaminkiem, nauczyliśmy się tej ligi i chcemy, żeby to rywale głowili się nad tym, jak zatrzymać poukładaną taktycznie i potrafiącą grać ładnie dla oka Stal Mielec. A jeśli to będzie, w tabelę też będzie można spoglądać z dużym spokojem.
Z Mielca ma pan niedaleko do Jasła. Jest czas by wyskoczyć w rodzinne strony.
Na pewno staram się nadrabiać zaległości z ubiegłych lat. Ale szczerze mówiąc koniec tygodnia oznacza dla mnie przede wszystkim mecz. Po to się trenuje, to ma być nagroda za cały tydzień, ale przy pozytywnym wyniku oczywiście miło jest wrócić do rodzinnego domu w dobrym humorze.
Właśnie z Jasła trafił pan do Legii Warszawa. Tam udało się, wspólnie z drużyną, wygrać Centralną Ligę Juniorów. Jak wspomina pan czas spędzony w stolicy?
To był dla mnie bardzo udany okres. Udało się zdobyć kilka medali, między innymi ten, o którym pan wspomina. Co więcej w ostatnim sezonie byłem kapitanem tamtej drużyny. Tych sukcesów było sporo, ale to nie było najważniejsze. W Warszawie ukształtowano mnie, jako piłkarza. Fajny czas i na pewno wspominam z sentymentem.
Była nadzieja, że uda się w Legii zakotwiczyć na dłużej?
Gdybym nie miał, to nie byłoby sensu podejmować decyzji o przejściu do stołecznego zespołu. Mogłem zostać tam na dłużej, ale uznałem, że gra w drugiej drużynie nie była wtedy optymalnym rozwiązaniem. Czas pokaże, czy była właściwa. W tej chwili jestem w Mielcu i myślę, że większość zawodników z 1 ligi może zazdrościć warunków do treningu, jakie tutaj zastałem.
Czego w takim razie życzyć na najbliższe miesiące?
Na pewno zdrowia, żeby w tym sezonie nie chciało pokrzyżować planów.Chciałbym również, żeby stadion na każdym domowym meczu wyglądał tak, jak w spotkaniu z Ruchem Chorzów. O charakter i walkę swojej drużyny jestem spokojny, a taka frekwencja i doping przez 90 minut potrafi dodać skrzydeł. Wspólnie możemy stworzyć wybuchową mieszankę.