Na pierwszy trening przyszły cztery dziewczynki i dwóch chłopców. Teraz Ostrołęcka Akademia Piłki Nożnej to kilkunastu trenerów i około 350 zawodników!
Pomysł był prosty. Wypełnić lukę w szkoleniu dzieci z rocznika 2003. Choć siedem lat temu takiego boomu na piłkę nożną jak teraz nie było (nikt jeszcze nie mówił o trio z Dortmundu, a w najśmielszych marzeniach nie podejrzewano, że reprezentacja Polski znajdzie się w czołówce rankingu FIFA), to najmłodsi garnęli się do grania. Czterech zawodników Narwi Ostrołęka postanowiło im to umożliwić. Jednym z nich był Marcin Roman, obecnie trener i prezes zarządu APN Ostrołęka.
Równość na boisku
- Na początku było ciężko. Na pierwszy trening przyszły cztery dziewczynki i dwóch chłopców. A my przecież nie mieliśmy w planach w ogóle szkolić dziewczynek… Z boku trening wyglądał dziwnie: sześciu zawodników i aż czterech trenerów - śmieje się Marcin Roman. - Udało się jednak przetrwać te trudniejsze momenty dzięki pasji i zapałowi do pracy.
Dodajmy: pracy na zasadzie wolontariatu. Trenerzy APN nie pobierają wynagrodzenia, zwracane są im jedynie koszty ponoszone na rzecz stowarzyszenia.
- W następnym roku mieliśmy na zajęciach już 30 zawodników. W 2011 roku udało się też pozyskać nam sponsora w postaci Energi, która dawała niemałe środki na wdrażanie naszych pomysłów. A nasz projekt był przejrzysty.
Oczywiście chodziło o szkolenie dzieci i młodzieży, ale nie tylko.
- Jedną z naszych zasad była równość na boisku, bez względu na to, skąd dana osoba pochodzi - mówi Roman. - Nie chcieliśmy, żeby jedno dziecko biegało w koszulce Cristiano Ronaldo, a drugie w niemarkowych ciuchach. Dlatego zapewnialiśmy im jednolite stroje treningowe.
Brakuje grania na podwórku
Szkolenie dzieci w wieku od 6 do 14 lat w APN jest autorskim pomysłem. Rzecz jasna, nie wziął się on znikąd: twórcy inspirowali się systemami Varsovii czy Legii Warszawa. Nad wdrażaniem założeń czuwa piętnastu trenerów. Jak mówi Marcin Roman, poza wiedzą i umiejętnościami, muszą mieć też w sobie pasję. Dlatego niełatwo w Ostrołęce i okolicy o dobrego trenera, który swój wolny czas poświęciłby na uczenie innych i nie oczekiwałby jeszcze pensji. Jednym z nabytków w kadrze trenerskiej APN jest Mariusz Sadłowski, obecnie także wiceprezes stowarzyszenia.
- Znaliśmy się wiele lat z boisk - opowiada. - Gdy był nabór rocznika 2003, przyprowadziłem na trening syna. Pewnego razu był tylko jeden trener i zapytał mnie, czy mógłbym pomóc w zajęciach. Zgodziłem się. Potem nawiązaliśmy dłuższą współpracę. I jestem bardzo z tego zadowolony.
Bo, jak opowiadają panowie, nauka gry w piłkę najmłodszych to wielka frajda. Choć nie jest tak do końca różowo: jest miejsce na zabawę, ale też na cięższą pracę.
- Nasze szkolenie polega przede wszystkim na doskonaleniu umiejętności indywidualnych - zdradza Marcin Roman, dodając, że to w związku ze specyfiką szkolenia dzieci (na początku nie są przypisane do konkretnej pozycji, więc technicznie muszą być gotowe do gry w przyszłości w każdej formacji), ale też potrzeba naszych czasów. - Współczesnym dzieciakom brakuje wyjścia przed blok i grania przez cały dzień w piłkę, tak jak to było kiedyś. Nawet w przypadku uzdolnionych zawodników mamy sygnały od rodziców, że gdy tylko wracają ze szkoły, siadają przed komputerem. Efekty tego widać: większość dzieci, które do nas przychodzą, ma problemy z koordynacją ruchową. Nawet z tym, żeby upaść tak, aby niczego złego sobie nie zrobić. Naszym zawodnikom zadajemy więc na wakacje pracę domową, żeby cały czas byli w treningu, żeby nie zaniedbali aktywności fizycznej.
Problemem są boiska
Jeśli więc widzicie, jak jakiś młody adept piłki nożnej z uporem maniaka ćwiczy drybling czy żonglerkę, może być on zawodnikiem APN.
- Zdajemy sobie sprawę, że 95 proc. naszych graczy nie będzie kopać piłki zawodowo, ale może będzie dalej uprawiało sport, zajmie się czymś z nim związanym - dodaje Roman. - Mam w drużynie chłopaka, któremu chciałem podziękować na wstępie. Nie ze względów dyscyplinarnych, a sportowych. Nie umiał biegać, a gdzie jeszcze z piłką… Teraz jest moim podstawowym zawodnikiem. Wszystko przez ciężką pracę i radość, jaką sprawia mu gra. I za to go bardzo szanuję.
Największym problemem jest jednak infrastruktura, a dokładnie: dostęp do niej. W wielu miastach boiska na szkolenia dzieci wynajmowane są za symboliczną złotówkę. W Ostrołęce jest inaczej. W efekcie APN dostaje 25 tys. zł dotacji od miasta, a potem prawie całą tę sumę… oddaje z powrotem do miasta, płacąc za korzystanie z boisk Miejskiemu Zarządowi Obiektów Sportowo-Turystycznych i Infrastruktury Technicznej (dawny MOSiR). Problemem jest też znalezienie miejsca na treningi zimą.
- Dlatego musimy uciekać w zimę do hal w Olszewie-Borkach czy Rzekuniu - opowiadają panowie.
Nie tylko wynik meczu się liczy
APN ma na koncie wiele sukcesów. Są te organizacyjne, jak choćby podpisanie umowy o współpracy z Legią Warszawą, a ostatnio z Narwią Ostrołęka, a także sportowe (APN rywalizuje w turniejach krajowych, ale i międzynarodowych). Ostatni to awans rocznika 2004 do Ekstraligi Mazowieckiej.
- Takiego awansu nie było w mieście chyba od 20 lat! - wtrąca z dumą Sadłowski.
Nie o sam wynik jednak chodzi.
- Owszem, wyniki są fajne dla dzieci i rodziców, dla nas także, ale nie są najważniejsze - podkreśla Roman. - Cieszymy się z awansu do Ekstraligi dlatego, że będziemy grać z najlepszymi na Mazowszu, a nasi zawodnicy mogą pokazać się innym klubom.
Jeśli natomiast o tym mowa, to pierwszym - i jak na razie jedynym - transferem APN są przenosiny Radosława Zyśka do Jagiellonii Białystok. Jest podstawowym graczem swojego rocznika.
- O Radka starali się już jakiś czas - uzupełnia Sadłowski. - I dla mnie sukcesem jest fakt, że mimo tego zainteresowania został z nami przez dwa lata i nic na tym nie stracił. A nawet zyskał, bo z marszu wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie. Takie drużyny jak Jagiellonia czy Legia nie muszą się spieszyć z wyciąganiem od nas zawodników, mogą nam zaufać, że ich wzmocnimy.
Poprawiają jedynki, aby tylko grać
Gdzieś obok treningów, meczów, pucharów można przeoczyć też jeden cel istnienia APN. Jak mówią panowie, jest on najważniejszy.
- Chcemy przede wszystkim pomóc w wychowaniu wysportowanego, ale też mądrego, dobrego człowieka, który radzi sobie i samodzielnie, i w grupie, który cieszy się ze zwycięstwa, ale też umie przegrywać - mówi Mariusz Sadłowski. - Bywa że naszemu zawodnikowi nie idzie w szkole. Rodzice proszą, żeby im pomóc. Wówczas mówimy chłopakowi, że jak nie poprawi jedynki, to może nie przychodzić na trening. I tak bardzo mu zależy na grze, że tę jedynkę poprawia!
Obecnie APN prowadzi nabór do roczników od 2003 do 2012. Więcej informacji na stronie www.apn.ostroleka.pl.