Antoniego Brzeżańczyka kojarzy dziś u nas niewielu kibiców piłkarskich, a przecież kiedyś trener ten prowadził między innymi reprezentację Polski. Inna sprawa, że spektakularnych zwycięstw nasi wtedy nie zanotowali i działo się to w czasach dosyć już zamierzchłych. Funkcję selekcjonera pełnił w 1966 roku. W tym okresie biało-czerwoni grali m.in. ze Szwecją, Anglią (parę tygodni później sięgnęła po mistrzostwo świata) i Francją. W międzyczasie obrali kurs na Amerykę Południową, gdzie zmierzyli się z Argentyną i Brazylią. W tej drugiej wystąpił Pele, a mecz odbył się na słynnej Maracanie.
W wyszukiwarce Google przy nazwisku Brzeżańczyka nie wyświetla się „reprezentacja”, tylko „Feyenoord”. Otrzymanie przez Antoniego Brzeżańczyka w 1975 roku posady trenera w topowym holenderskim klubie było wydarzeniem wyjątkowym. Wprawdzie nasz futbol, po dokonaniach kadry Górskiego na mundialu w Niemczech, cieszył się poważaniem w świecie, jednak trenerzy z komunistycznej Polski rzadko pracowali za granicą. A już nie zdarzyło się wcześniej, żeby któryś z nich dostał angaż w tak renomowanym teamie jak Feyenoord Rotterdam - triumfator Pucharu UEFA 1974, mający w składzie paru wicemistrzów świata.
Dodatkowy smaczek sprawy wyjazdu Antoniego Brzeżańczyka do ojczyzny „futbolu totalnego” stanowił fakt, że wyruszył on tam bezpośrednio z... drugoligowej (obecna 1 liga) Wisłoki Dębica.
- W Wisłoce pojawił się na zaproszenie trenera Mariana Jabłońskiego. Oni dobrze się znali i stworzyli w Dębicy trenerski duet, wspólnie sprawowali opiekę nad drużyną - wyjaśnia Jan Kasowicz, w latach 1967-1980 zawodnik dębickiej Wisłoki.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień