Anna Krawczuk i Artur Brzeziński o grze Niebieski Wieloryb
Musimy słuchać, co dziecko ma nam do powiedzenia. Mieć dla niego czas – nie mają wątpliwości Anna Krawczuk i Artur Brzeziński.
Dzieci się samookaleczają, a nawet popełniają samobójstwa... Cała Polska boi się internetowej gry Niebieski Wieloryb.
Artur Brzeziński, terapeuta z Pracowni Psychoterapii i Psychoedukacji Integra: Jako że lubię wiedzieć, o czym rozmawiam, szukałem tej gry w internecie. Nie znalazłem. Wydaje mi się więc, że to taki fakt medialny. Ukazała się jedna informacja, zaczęła być powielana – bez żadnego sprawdzenia, i żyć własnym życiem. No i dzieciaki naprawdę zaczęły się w to wkręcać. I tak to nabrało prawdziwości.
Ale zdjęcia pociętych dzieciaków widziałam. Prokuratury w innych częściach Polski zajmują się tą sprawą. Reaguje MEN, kuratorium, szkoły...
AB: Bo gdy informacja zaczęła wędrować po sieci, dzieciaki zaczęły tego szukać. I naśladować.
Anna Krawczuk, wicedyrektor Centrum Edukacji Nauczycieli konsultant ds. bezpieczeństwa dzieci i młodzieży w sieci: Tu należy rozgraniczyć dwie rzeczy. Jedna to fascynacja dzieci grami komputerowymi. A druga, to bardziej głęboki problem: zjawisko cięcia się istnieje od dawna. Nie wywołała go ta gra.
No ale i tak to zjawisko świadczy, że dzieci mają dziś mnóstwo problemów emocjonalnych.
AK: Być może właśnie to, że wchodzą w świat komputerowy, wirtualny, gdzie się czują dobrze, wynika z jakichś zakłóceń w relacjach: z rodzicami, dorosłymi, rówieśnikami.
AB: Internet to świat, w którym jesteśmy anonimowi, w którym możemy poczytać o tym, co jest zakazane. To może interesować, wciągać. Jeśli ten świat internetowy stanie się dla dzieci bardziej atrakcyjny niż rzeczywistość realna, to one zaczynają żyć tym, co tam znajdą. Czyli na przykład jeśli dzieciak ma trudności w szkole w relacjach z rówieśnikami, do domu przychodzi i nie ma z kim o tym porozmawiać, bo rodzice są zapracowani, to siada do komputera, wchodzi na forum jedno, drugie, trzecie. I w końcu znajdzie coś atrakcyjnego. Coś, co pozwala mu poczuć, że jest, że żyje. Otrzymuje w internecie to, czego nie dostaje w realnym życiu. A jeżeli to coś będzie groźne – tak jak ten pomysł na samookaleczenie, to niektóre – te, które mają w sobie ten wątek autoagresji, mogą z tego skorzystać. Z tym że bez internetu też pewnie by to zrobiły.
Internet sam w sobie jest groźny?
AK: To jak w życiu realnym – coś, co dla jednego dziecka będzie groźne, dla innego nie. Dlatego tak ważna jest edukacja – zarówno dzieci i młodzieży, jak też rodziców. W jednej ze szkół miałam odbyć spotkanie z rodzicami na temat bezpiecznego zachowania dzieci i młodzieży w internecie. To szkoła bardzo liczebna, ale – przyszła garstka rodziców. Reszta nie była zainteresowana.
Czego trzeba uczyć dzieci?
AK: Że to wirtualne podwórko niesie ze sobą takie samo niebezpieczeństwa jak podwórko realne. Ale rodzice nie rozmawiają o tym ze swymi dziećmi. Zresztą nie tylko o tym. Ludzie się mijają. Wolą komputery. A dobrą atmosferę, dobre relacje buduje się w domu.
AB: 10-latek czy 12-latek nie ma jeszcze tak rozwiniętego krytycyzmu, żeby rozróżnić fikcję od rzeczywistości. Jak zobaczy coś w telewizji, internecie – znaczy, że tak jest.
AK: Dziecku przy komputerze powinien towarzyszyć ktoś dorosły. Ktoś, kto wspólnie z nim obejrzy grę, przeanalizuje, będzie rozmawiał, wprowadzi go w ten świat wirtualny.
AB: A dziś najczęściej wręcza się tablet dziecku i ma się je z głowy. A ono niby ogląda bajki, ale nie wiadomo, w którym momencie znajdzie się w rzeczywistości zupełnie innej. Dlatego warto, by rodzic usiadł z nim przed tym komputerem, niech razem przeglądają internet. I niech rodzic pyta: co widzisz, co to jest, co o tym myślisz? Ale rodzice tego nie potrafią. Nikt ich tego nie uczył.
AK: To jest też problem dorosłych. Jak wiele jest związków, gdzie ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać. Potrafią za to rozmawiać ze znajomymi z facebooka. Ja znam przypadek matki nastolatki, która niewłaściwie zachowała się w szkole. Matka, zamiast porozmawiać, opisała wszystko na facebooku. Cel był jeden: ty mnie upokorzyłaś swoim zachowaniem, to ja cię upokorzę w świecie, w którym ty funkcjonujesz. To nie spowodowało nawiązania relacji.
Ja wrócę jeszcze do tego Błękitnego Wieloryba. Jak o takich zagrożeniach rozmawiać z dziećmi?
AB: Można i tak: nie pytamy, nie rozmawiamy – żeby przypadkiem nie podpowiedzieć, że takie coś istnieje. Ale nigdy nie wiadomo – przecież dziecko tę grę w końcu samo może znaleźć. Jeśli ma dobrze zbudowane relacje z rodzicami, to nawet jeśli trafi na coś emocjonującego, kontrowersyjnego, to przyjdzie i zapyta: mamo, a czy ty słyszałaś? Ale jak tej relacji nie ma – to na własną rękę będzie próbowało temat analizować. I nigdy nie wiadomo, do czego dojdzie. Więc nie mówić – jest ryzykowne. Lepiej zapytać: co ty wiesz na ten temat? Ale bez oceny. Bo jak powiemy: to fatalna gra!, to pierwsze co zrobi nastolatek, to z tego skorzysta.
AK: Ale trzeba się też przygotować do tej rozmowy. Ja jako matka przed taką rozmową chciałabym dotrzeć do tej gry i sama przejść jej etapy. Z wyczuleniem, które treści mogą wywołać jakieś destrukcyjne zachowania. I oczywiście – rozmawiać. Nawet jak coś jest niedobre – to warto o tym rozmawiać. I pokazać, dlaczego moim, dorosłego, zdaniem, ta gra jest niedobra. Jakie konsekwencje może nieść. Oczywiście pytając, co dziecko o tym sądzi.
AB: Jeśli dziecko odpowie, że nic na ten temat nie wie, to oczywiście możemy mu opowiedzieć. Ale jest ryzyko, że właśnie tym zainteresujemy. Lepiej się umówmy: jak będziesz wiedział, to opowiedz mi o tym. Dobrze jest traktować dzieciaka po partnersku, zaprosić go do myślenia i oceniania tego. To lepsze niż zakazywanie. Bo zakazywanie może wywołać opór. I sprawić, że znajdziemy się w miejscu, w którym nie chcielibyśmy się znaleźć.