Anna Czartoryska: Bycie księżniczką to przede wszystkim zobowiązanie
Annę Czartoryską znamy doskonale z telewizyjnej serii „Nad Rozlewiskiem”. Teraz aktorka prezentuje swoją pierwszą płytę – „Euforia/Panika”. Nam opowiada o tym, czy arystokratyczne pochodzenie jest dla nie ciężarem w karierze.
- Wielu artystów przenosi ze względu na kwarantannę premiery nowych płyt na późniejszy czas. Dlaczego pani zdecydowała się zaprezentować fanom album „Euforia/Panika” akurat teraz?
- Ten wyjątkowy czas był dla mnie inspiracją, by do tej płyty podejść po raz kolejny i z innej strony. Zaczęłam pracę nad nią sześć lat temu. Akurat w tym czasie zostałam mamą i te momenty, kiedy mogłam nagrywać, były trochę „skradzionymi” chwilami. Gdy materiał był gotowy, okazało się, że rynek fonograficzny bardzo się zmienił: dzisiaj większość artystów wydaje swoje albumy nie fizycznie, ale w internecie. Wiele osób radziło mi więc, abym i ja tak zrobiła ze swoim. Nie byłam do tego przekonana, ponieważ jestem przywiązana do tradycyjnego formatu płyty. Ale teraz, kiedy wszyscy znaleźliśmy się na przymusowym „urlopie rodzicielskim” i wiele rzeczy musimy robić zdalnie, przeprosiłam się z nową technologią i postanowiłam podejść do tej płyty w nowoczesny sposób. Postanowiłam podzielić się nią ze słuchaczami w kwarantannie, tym bardziej, że wiele tematów, które na niej poruszam, zyskuje obecnie nowy wymiar.
- Jak to, że pracowała pani nad „Euforia/Panika” z doskoku, miało wpływ na kształt tego albumu?
- Od początku miałam dosyć jasną wizję tego, co bym chciała uzyskać w poszczególnych piosenkach. Bardzo dobrze wiedziałam o czym chcę śpiewać i jakie tematy poruszyć. Miałam też pomysł na to, jaka to miałaby być muzyka. Ale chyba nie miałam wizji tej płyty jako całości. Dlatego ten album jest dosyć eklektyczny i składa się z odrębnych opowieści. Stało się tak właśnie dlatego, że te piosenki powstawały w pewnych odstępach czasu, a nie wszystkie podczas jednej sesji. Zaczynając pracę nad tą płytą, nie do końca wiedzieliśmy co nam z tego wyjdzie.
- Nie miała pani ochoty sama zmierzyć się z komponowaniem muzyki i napisaniem tekstów?
- Współtworzyłam teksty i muzykę, ale postanowiłam zostawić ostateczny szlif profesjonalistom, którzy zarówno słowem, jak i dźwiękiem posługują się sprawniej niż ja. Byłam jednak częścią procesu: opowiadałam Pawłowi Bulaszewskiemu, o czym bym chciała, aby była dana piosenka. A czasem pisałam jedną zwrotkę, która pokazywała, jak miałby dany tekst wyglądać. Podsuwałam też inspiracje muzyczne. Na podstawie tego powstała ostateczna wersja utworu. Paweł miał do tego odpowiedni dystans, a pewne rzeczy potrafił nazwać bardziej dosadnie niż ja bym miała odwagę. Dzięki temu piosenki są bardziej uniwersalne, ale też bardziej w punkt.
- Płyta jest różnorodna, ale generalnie ma „chilloutowy” klimat. Takie łagodne dźwięki są pani obecnie najbliższe?
- Słucham różnych gatunków muzycznych. Jako wykonawczyni zdecydowanie najlepiej czuję się jednak w kameralnych klimatach. Lubię też śpiewać dla kameralnej publiczności. Na pewno więc w takim „chilloucie” czuję się najbezpieczniej. Ale takie piosenki, jak „Ja jestem taniec” czy „Plastikowe serce” pokazują, że jest we mnie potrzeba wykrzyczenia pewnych rzeczy. I to też jest dla mnie ważne. Zależało mi na tym, aby opowiedzieć różne historie i pokazać się z różnych stron. Dzisiaj artyści łatwo są szufladkowani, a przecież w każdym z nas jest wiele odmiennych kolorów i każdy z nas gra wiele różnych ról w swym życiu.
- Na razie nie będzie pani mogła zaśpiewać tych piosenek na żywo. Lubi pani występować?
- Bardzo. Miałam już okazję koncertować z tym materiałem. Śpiewałam z różnymi składami – od szerszych do bardzo kameralnych. To była dla mnie okazja, by poopowiadać o tych piosenkach i porozmawiać z publicznością. Dzięki temu koncerty nabierają osobistego charakteru. Lubię obserwować jak moje utwory są odbierane, lubię feedback, który dostaję od słuchaczy, bo każdy ma swoją ulubioną piosenkę i każdy identyfikuje się z inną. Interpretacje tych kompozycji są też bardzo różne. Im częściej wypuszczam ten materiał w świat i pokazuję go innym osobom, utwierdzam się w przekonaniu, że to nie tylko są moje historie, ale że też wiele innych osób widzi w nich swoje odbicie.
Czytaj dalej:
- o dzieciństwie spędzonym zagranicą
- o holenderskim wychowaniu
- o arystokratcznym pochodzeniu i o tym, czy przeszkadzało w karierze
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień