Andrzej Kowal: Życzę Nico Szerszeniowi, aby w Rzeszowie zagrał jeszcze lepszy sezon, niż w Suwałkach
- Generalnie jestem szczęściarzem, bo ukształtowały mnie zarówno sukcesy jak i porażki. Natomiast cały czas chcę wygrywać i tutaj nic się nie zmieniło przez te dziewięć lat - uśmiecha się Andrzej Kowal, trener siatkarzy Ślepska Suwałki, który z Asseco Resovią sięgał po wiele sukcesów, zdobywając m.in. trzy tytuły mistrza Polski.
Jak spędza pan z rodziną ten trudny czas?
Jak wszyscy, siedzimy w domu. Na szczęście mamy ogród, w którym zawsze jest coś do zrobienia. Staramy się znajdować taką pracę, która „zabija czas”. Oglądamy filmy, czytamy książki oraz ćwiczymy. Na takie i inne rzeczy w normalnej rzeczywistości nie starczało czasu, teraz się je bardziej docenia. Moim hobby jest golf, ale pola golfowe są pozamykane...
Pan, człowiek sportu, żona Magdalena była koszykarka, syn Michał - siatkarz. Energia w domu aż buzuje…
Przyznaję, że mniej ćwiczę, żona z synem są bardziej systematyczni. Nie można wyjść na zewnątrz i biegać, a to daje dużo energii.
Pewnie często nachodzą pana myśli na temat minionego sezonu. Jakie one są?
Oceniam go bardzo pozytywnie, choć pewnie jak innych trenerów, nachodzą mnie refleksje, co by było, gdybyśmy dokończyli rozgrywki, czy moglibyśmy zagrać o wyższe cele. Pewnie tak, choć już się tego nie dowiemy. Jak zawsze skupiam się na analizie, oglądam nasze mecze, bo teraz nabierają innego wymiaru.
Ślepsk zakończył rozgrywki na 9. miejscu, jako beniaminek zaskakiwał bardzo dobrą grą, choć nie miał gwiazd.
Budowaliśmy zespół w ograniczonych warunkach, bardzo późno, kiedy rynek zawodników był mocno ograniczony, dlatego celem była walka o utrzymanie. Mieliśmy też trochę szczęścia. Nicola Szerszeń był blisko porozumienia z Radomiem, ale wykorzystaliśmy sytuację, że Czarni przeciągali rozmowy. W ostatnim momencie okazało się, że Kevin Klinkenberg odchodzi z Fenerbahce. Początek był trudny; nie mieliśmy własnej hali i graliśmy z czołówką, ale ten początek dobrze nas usposobił i przygotował do kolejnej części rozgrywek. Zespół pokazał duży spokój na boisku, a to jak na beniaminka było bardzo cenne.
Jak się panu udało zbudować z zawodników bez wielkich nazwisk drużynę, która nikogo się nie bała, z każdym walczyła do ostatniej piłki?
Umiejętność skupienia zawodników na swoich celach i akceptacja rzeczy, na które nie masz wpływu. Takie podejście daje duży spokój, ale też uczy adaptacji do różnych scenariuszy na boisku. To tak w skrócie recepta na drużynę.
W ogóle PlusLiga w tym roku była wyjątkowo ciekawa. Podziela pan tę opinię?
Jej poziom nie był bardzo wysoki, ale była bardzo emocjonująca. Rywalizacja o prawo gry w play- off trwała do ostatniej kolejki. Różnica punktowa kilku zespołów ze środka tabeli była niewielka, co przekładało się na emocje. Na czele tabeli podobnie jak w ubiegłym roku, choć osobiście czekałem co zaprezentuje nieobliczalny Jastrzębski Węgiel.
Tylko Asseco Resovia od początku do końca sezonu wyłącznie cieniowała...
Sytuację Resovii mogę ocenić tylko poprzez bezpośrednią rywalizację, oceniając sferę sportową. Skupiając się tylko na dwóch ofensywnych elementach, jak serwis i atak. Serwisem zdobyliśmy 16 punktów, przy 7 Resovii, co dało nam średnią 2 punkty na set. W ataku po dokładnym przyjęciu oraz kontrataku różnica na naszą korzyść wynosiła 10%. To dużo i te czynniki także wpływały na jakość gry rzeszowian w sezonie.
Nico Szerszeń, to pana odkrycie, odpłacił się w Ślepsku za to zaufanie kapitalną grą.
Nicolas był liderem naszego zespołu. Sprawił mi dużą satysfakcję w tym sezonie, choć szczególnie mnie nie zaskoczył. Jedyne czego potrzebował to możliwość pokazania swoich umiejętności w grze. W ubiegłym sezonie znalazł się w trudnej sytuacji ze względu na kontuzje.
W okresie przygotowawczym prezentował się bardzo dobrze, co pokazał w meczach kontrolnych m.in. z Katowicami. Po moim odejściu nowy trener postawił na zawodników doświadczonych i Nico znalazł się w trudnej sytuacji. Gdyby nie ten splot wydarzeń miał duże szanse być jednym pierwszoplanowych graczy Resovii. To jest zawodnik, który będzie robił postępy. To, co pokazał w tym sezonie, nie jest jeszcze apogeum jego możliwości. Będzie grał tylko i wyłącznie lepiej.
Lepiej w Ślepsku, czy w Resovii?...
Będzie grał w Resovii, bo obliguje go do tego umowa.
Mało wiemy o pańskiej pracy w rumuńskim Zalau. Jak tam było? Proszę o kilka szczegółów, bo to interesujący wątek.
Po odejściu z Resovii chciałem bardzo szybko pracować; potrzebowałem tego. W pewnym momencie byłem bardzo blisko wyjazdu do USA na staż do NCAA, ale Zalau szukało trenera, więc decyzję podjąłem bardzo szybko. Bardzo ważne dla mnie było, że drużyna walczyła o mistrzostwo kraju. Dużym problemem było natomiast, że klub nie płacił, ale był to dla mnie bardzo dobry czas. Przede wszystkim było to nowe doświadczenie i wyzwanie, bo pracować w klubie, gdzie zawodnicy i trenerzy nie otrzymują pieniędzy, to dla trenera jest wyzwanie. Z tej perspektywy utrzymanie drugiej pozycji było cenne.
Zostaje pan w Suwałkach na kolejny sezon. Ma pan już gotowy zespół, czy wciąż jeszcze znajduje się w budowie?
Podpisałem dwuletnią umowę, więc zostaję w Suwałkach na kolejny rok. Odnośnie zespołu to część zawodników jest już zakontraktowanych. Obecna sytuacja w kraju i na świecie pokazuje, że trzeba być bardzo rozsądnym w działaniach. Mamy teraz czas, kiedy trzeba brać pod uwagę wiele nowych czynników i przygotować się na różne scenariusze przyszłości.
Jak ocenia pan pojawiające się informacje o transferach?
Na ten moment tych informacji za wiele nie ma, bardziej domysły. Jest zbyt duża niepewność więc i o transferach za wiele nie usłyszymy. Dla jednych zacznie się walka o budżet, dla innych o przetrwanie więc sprawa jest jasna, to sytuacja w kraju będzie decydować o sporcie.
Nie jest tajemnicą, że otrzymał pan propozycję pracy w Asseco Resovii. Dlaczego jej pan nie przyjął?
Pierwszym i najważniejszym czynnikiem było to, że obowiązuje mnie umowa ze Ślepskiem. Ufam właścicielom klubu, chcą nadal współpracować ze mną, więc nie wypadało mi nic innego, tylko potwierdzić kontrakt. Była to dla mnie honorowa sprawa.
Rośnie panu w domu fajny, utalentowany siatkarz. Jak się pan zapatruje na sportową karierę syna Michała?
Teraz najważniejsze, aby zdał maturę i drugi test językowy na uczelnię. Zamarzył o studiach w Stanach Zjednoczonych i grze w NCAA więc pomagamy mu te marzenia spełnić. Jest już po rozmowach z dwoma trenerami z uniwersytetów, gdzie jest dobry program siatkarski. Uważam, że to wielkie szczęście móc łączyć naukę ze sportem.
Zaskoczyła może pana informacja, że Mariusz Wlazły odchodzi z PGE Skry Bełchatów, której był przecież ikoną?
Nie znam kulisów odejścia Wlazłego, ale informacja na pewno zaskoczyła wielu. Często w takich sytuacjach decyduje albo czynnik finansowy, albo sportowy. Wydaje się, że to rozbieżności na tle sportowym zadecydowały o zmianie klubu.
Gdyby porównać trenera Andrzeja Kowala z 2012 roku, kiedy zdobywał pierwsze swoje mistrzostwo Polski z rzeszowskim zespołem, z obecnym szkoleniowcem Ślepska Malow Suwałki, to gdzie nastąpiła największa zmiana?
Największa zmiana nastąpiła w moim wieku :). Doświadczenie w pracy trenera jest bezcenne i dlatego do wielu rzeczy teraz podchodzę spokojniej, a czasami z uśmiechem. Na pewno lepsze zdolności komunikacji z zawodnikami pozwalają mi spokojniej pracować. Generalnie jestem szczęściarzem, bo ukształtowały mnie zarówno sukcesy jak i porażki. Natomiast cały czas chcę wygrywać i tutaj się nic nie zmieniło przez te dziewięć lat.