Aleksandra Krzos, libero Developresu Rzeszów nie boi się pracy na wsi: Mogę pracować glebogryzarką lub skosić trawę
Ma w szatni pięć par butów, bo jedną parę potrafi schodzić w niespełna miesiąc. Taka jest słynąca z dużego poczucia humoru siatkarka Developresu Rzeszów Aleksandra Krzos, która od poniedziałku jest oficjalnie w składzie drużyny trenera Stephane Antigi na nowy sezon 2020/21.
Klub zaprezentował swoją zawodniczkę poprzez specjalnie zorganizowaną konferencję, którą na żywo emitowano w internecie. W specjalnym studio prowadzonym przez kierownik drużyny Developresu Paulinę Peret, siatkarka odpowiadała na pytania zadawane przez gości, w tym trenerów siatkówki i dziennikarzy oraz samych kibiców, którzy z zaciekawieniem oczekiwali na przedstawienie kolejnej siatkarki w składzie „Rysic” na nowy sezon.
Ola Krzos zwierzyła się, że trenuje siatkówkę od piątej klasy podstawówki, a po to, by pójść na salę treningową i spróbować się w tej dyscyplinie skusiła się przez... słabość do cukierków.
- Zaglądnęłam przez szybkę w drzwiach na trening siatkarek, bo dziwnie biegały po całej sali i czegoś szukały – mówi libero Developresu. – Potem okazało się, że trener chował im w różnych miejscach cukierki, a one je szukały. Taka forma zabawy. Pomyślałam, cukierki?. To coś dla mnie i tak zostało.
Początkowo Krzos grała na przyjęciu, z sukcesami, bo w rozgrywkach młodzieżowych z koleżankami z Gwardii Wrocław, co roku meldowała się na najwyższych miejscach w Polsce, nie rzadko sięgając po złoty medal mistrzostw kraju w młodziczkach, kadetkach czy juniorkach.
- Z tym moim przejściem na libero, to była taka błaha sprawa. Akurat mieliśmy niedobór na tej pozycji w drużynie. Trener Kasza postanowił mnie przebranżowić i tak już zostałam, ale miło wspominam granie jako przyjmująca. Sporo wtedy wyrywałyśmy, ale nie narzekam – powiedziała pani Aleksandra.
Zapytana, czy libero, to najważniejsza pozycja na boisku. W lekkim żartem, ale bardzo pewnie odpowiedziała twierdząco.
– Zdecydowanie najważniejsza. Bez nas nic by się nie odbyło. Problem w tym, że możemy być na zero, albo na minus i to jest cały błąd systemu. Gdyby kiedyś były jakieś zmiany, może jakiś atak z drugiej linii, byłoby miło
- powiedziała Ola.
Ola Krzos to jedna z najbardziej utytułowanych siatkarek Developresu. Ma na koncie cztery tytuły mistrza Polski i trzy Puchary Polski, wszystkie w barwach Chemika Police, a także wicemistrzostwo Polski z Developresem Rzeszów oraz grę w reprezentacji Polski.
– Na to ostatnie jestem już trochę za stara, ale z Developresem chętnie pogram jeszcze o jakieś złoto i o najlepsze możliwie miejsce w Lidze Mistrzyń.
Ze strony kibiców padło wiele pytań, jedni pytali o buty, bo Ola słynie z tego, że zużywa je bardzo szybko.
– Mam chyba z pięć par butów w szatni i moja kolekcja rośnie. To prawda, jakoś szybko się zużywają. Ale nie mogę się doczekać wznowienia treningów. Wypatrzyłam trzy nowe modele i czekam, kiedy zacznę je zdzierać – powiedziała siatkarka.
Jeden z jej znajomych zapraszał ją do siebie na wieś. Okazuje się, bowiem, że Ola Krzos bardzo lubi prace na wsi.
- Przyjadę – odpowiedziała pochodząca z Wrocławia siatkarka. - Skoszę wam trawę i trochę glebogryzarką porobię.
Zawodniczka wspomniała też najcięższy mecz w ostatnim sezonie. Stwierdziła, że było to starcie w Pucharze CEV, kiedy mecz trwał sześć setów (wyjazdowe spotkanie z ASPTT Miluza Developres przegrał 2:3 i o awansie decydował złoty set – przyp. red.).
– Jeszcze nigdy nie grałam sześciu setów. Po tylu latach gry w siatkówkę to naprawdę jest coś niesamowitego – stwierdziła.
Co przekonało ją, żeby zostać w Rzeszowie?
- Ten sezon pokazał mi, że szatnia znaczy bardzo wiele - mówi. - I nigdy nie miałam tak dobrej szatni, na żadną z dziewczyn nie mogę złego słowa powiedzieć i to jest duży atut. Oprócz tego wszystko jest super. Miasto, klub i najwspanialsi kibice. Poza tym lubię i zawsze lubiłam grać na Podpromiu. Nawet jak przyjeżdżałam z innymi drużynami. Kibice są blisko, wszystko słychać i co najfajniejsze, te komentarze z boku są pozytywne, pokrzepiające. Nie ma jak tu.
Na pytanie, czy były inne kluby, inne propozycje? Odpowiedziała. - Nie interesowało mnie to w ogóle.
Kibice wielokrotnie pytali ją, jak dba o formę i co robi w domu.
– Nie możemy za dużo wychodzić, a o treningu z drużyną nie ma mowy, więc trzeba zadbać o mięśnie. Stabilizacja formy, domowa siłownia, planki, czyli ćwiczenia i ćwiczenia - odpowiada. – Co jeszcze? Gotuję i pichcę, a mój chłopak przez to rośnie wszerz. Jak w końcu dopadłam drożdże, a nie było to łatwe, to w końcu upiekłam sobie swój chleb. Robię też paszteciki i inne pyszności. Słodkie? Nie, wolę słone przekąski. Ale nie mogę się już doczekać powrotu do normalności i nie mogę się doczekać kolejnego sezonu, bo bardzo żałujemy, że ten ostatni zakończył się przed play-offami. Ominęło nas wiele dobrych emocji.