Ajaj, ja lubię dziki kraj! Madagaskar polską kolonią

Czytaj dalej
Fot. ze zbiorów marka fiedlera
Krzysztof Błażejewski

Ajaj, ja lubię dziki kraj! Madagaskar polską kolonią

Krzysztof Błażejewski

Spośród wszystkich odległych, egzotycznych krajów wyspiarski Madagaskar kojarzy się w Polsce w sposób szczególny. Po pierwsze, za sprawą Maurycego Beniowskiego, po drugie, jako kraj, który mógł się stać polską kolonią, a po trzecie, dzięki znanemu podróżnikowi i reportażyście, Arkademu Fiedlerowi, który był na wyspie parokrotnie i opublikował o niej kilka książek.

5 czerwca 1937 roku „Dziennik Bydgoski” informował w ramce na pierwszej stronie: „Arkady Fiedler na naszych łamach. Słynny podróżnik i znakomity literat, laureat narody literackiej m. Poznania, Arkady Fiedler, znajduje się obecnie w podróży na Madagaskar, dokąd wyruszył przez Palestynę. „Dziennikowi” udało się zapewnić stałe korespondencje od tego znanego autora wielu książek podróżniczych. Listy z podróży Arkadego Fiedlera pojawiać się będą periodycznie na łamach naszego pisma.”

Była to wiadomość, która zelektryzowała czytelników. Fiedler miał już wówczas na koncie kilka egzotycznych podróży i rozchwytywanych książek, m.in. „Ryby śpiewają w Ukajali” czy „Kanada pachnąca żywicą”. Z powodu trudności komunikacyjnych i wysokich kosztów podróży, a także pochłanianego przez nie czasu (w grę wchodził transport drogą morską lub koleją) na wyjazdy zagraniczne stać było niewielu Polaków, a ich zainteresowanie obcymi krajami w latach 30. ub. wieku szybko rosło.

Kolonia dla Polski i... Żydów

Madagaskar - jedna z największych wysp na świecie, położona u brzegów Afryki, na południe od równika, budziła w Polsce w tym okresie dodatkowe zainteresowanie. Od kilku lat polska Liga Morska i Kolonialna domagała się dla naszego kraju zamorskich kolonii, jako źródła tanich surowców i siły roboczej. Stanowisko to popierał polski rząd, szukając dodatkowo możliwości wysiedlenia z Polski licznej wówczas mniejszości żydowskiej. W tym czasie pomysł pozbycia się Żydów z Europy, m.in. pod wpływem niemieckiego nazizmu i rasizmu, był na serio rozważany w całej Europie. Najbardziej realną możliwością pozyskania kolonii i miejsca zsyłki dla Żydów było odkupienie od Francji Madagaskaru, na co Francuzi wstępnie wyrazili zgodę, pod warunkiem, że trafią tam Żydzi nie tylko z Polski, ale i innych krajów Europy.

„Żydom pali się w Polsce grunt pod stopami - pisał „Dziennik Bydgoski”. - Widzą, że cały zdrowo myślący naród polski zwraca się przeciwko nim. Zamiast jednak zrozumieć tę prostą prawdę, zamiast ustąpić z ziemi, na której nie są potrzebni, opierają się, chcą zostać w Polsce, mobilizują przeciwko nam opinię światową”.

Nic dziwnego, że pod koniec lat 30. ub.w. Madagaskar często pojawiał się w polskich mediach. W radiu często pojawiała się piosenka opisująca uroki wyjazdu na wyspę: „Ajaj, Madagaskar, / Kraina czarna, skwarna, / Afryka na wpół dzika jest! / Tam drzewa bambusowe, / orzechy kokosowe, / tam są dzikie stepy, / tam mi będzie lepiej. / Ajaj, ja lubię dziki kraj!”

Misja specjalna

Wobec możliwości zakupu Madagaskaru w maju 1937 roku Polska wysłała na pokładzie francuskiego parowca specjalną delegację rządową, która miała zbadać wyspę pod kątem możliwego polskiego (i żydowskiego) osadnictwa. Kierownikiem był znany podróżnik, były adiutant Józefa Piłsudskiego, mjr Mieczysław Lepecki, a uczestniczyli w niej Leon Elter, dyrektor Żydowskiego Towarzystwa Emigracyjnego, inż. agronomii Salomon Dyk z Tel-Awiwu, Bogdan Krecz-mer z Poznania, a także… Arkady Fiedler, który zgodził się przez 10 tygodni być ekspertem i doradcą ekipy. Po tym czasie delegacja miała wrócić do kraju, Fiedler zaś, wspólnie z Krecz-merem, miał kontynuować na własną rękę poznawanie wyspy.

Ajaj, ja lubię dziki kraj! Madagaskar polską kolonią
ze zbiorów marka fiedlera

Jeszcze podczas morskiej podróży na Madagaskar Arkady Fiedler pisał obiecane listy dla czytelników „Dziennika Bydgoskiego”.

Pierwszy obszerny list Fiedlera redakcja „Dziennika” wydrukowała już następnego dnia po wstępnej informacji. Widać wcześniej w Bydgoszczy nie było pewności czy poznański podróżnik dotrzyma słowa i listy nadeśle. Pismo wysłane było z Palestyny i opisywało tamtejszy coraz wyraźniejszy konflikt arabsko-żydowski między dawnymi mieszkańcami terenów a osiedlającymi się Żydami przybywającymi z Europy. „Święte Miasto Jerozolima jest stolicą kraju, który czeka może wielki rozkwit bogactwa albo wielki rozlew krwi” - proroczo zauważał Fiedler.

Drugi list podróżnika wysłany został z Port Saidu, miasta, które można było określać jako centrum świata z racji rozpoczynającego się tam Kanału Sueskiego. Jednak Fiedler swój pobyt w nim wspominał z wielkim niesmakiem: Port Said nazwał miastem alfonsów, szumowin, oszustów i kuglarzy, spluwaczką Morza Śródziemnego i rynsztokiem pełnym pluskiew. Przez cały pobyt musiał bronić się przed agresją miejscowych Arabów, którzy chcieli mu cokolwiek sprzedać, łącznie z usługami prostytutek i dodatkowo - przy każdej transakcji oszukać.

Pozostało jeszcze 61% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Krzysztof Błażejewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.