Januszowi S. odebrano agresywne psy. W ostatnim czasie mieszkańcy Witnicy zgłosili policji co najmniej sześć przypadków pogryzień.
- Janusz S. jest znany w Witnicy przede wszystkim z utrudniania życia mieszkańcom ul. Ogrodowej. Ma straszny bałagan na posesji, zbiera śmieci i stare graty, czasami wystawia je na ulicę, zagradzając przejazd. Jest wulgarny wobec mieszkańców. Raz groził strażnikom miejskim odpaleniem materiałów wybuchowych. Ma też agresywne psy, które biegają bez kagańców i gryzą ludzi - informuje Artur Rosiak z urzędu miasta.
Janusz S. traktuje psy jak swoje dzieci - śpią z nim w jednym pokoju, nie opuszczają go na krok, zabiera je wszędzie, gdzie pójdzie. W ostatnim czasie mieszkańcy zgłosili policji co najmniej sześć przypadków pogryzień przez jego psy. Poszkodowanych jest dziesięć osób. Jednak ani policja, ani powiatowy lekarz weterynarii, ani nawet sąd, do którego się gmina zgłosiła, nie pomogły w odebraniu zwierząt. - Nie będziemy czekać na reakcję innych instytucji i sami doprowadzimy do odebrania psów panu S., bo inaczej dojdzie do tragedii. Nie wolno być biernym w tej sprawie - zapowiadał burmistrz Dariusz Jaworski.
Janusz S. traktuje psy jak swoje dzieci - śpią z nim w jednym pokoju, nie opuszczają go na krok, zabiera je wszędzie, gdzie pójdzie. W ostatnim czasie mieszkańcy zgłosili policji co najmniej sześć przypadków pogryzień przez jego psy.
Tak też się stało. Burmistrz podjął decyzję o odebraniu psów, mimo iż nasze prawo tak naprawdę chroni zwierzęta, a nie ludzi. Zwierzęta można odebrać tylko tymczasowo i tylko w sytuacji, gdy dzieje się im krzywda. Notoryczne wypuszczanie psów bez opieki można jednak uznać za ich złe traktowanie. Decyzji nadano tzw. rygor natychmiastowej wykonalności i mimo iż Janusz S. jeszcze tego samego dnia się od niej odwołał, psy mu odebrano po kilku dniach (przy pierwszej próbie interwencji kilka dni temu, właściciela nie było w domu). Interwencja była trudna, bo Janusz S. był agresywny wobec strażnika miejskiego, ale policjanci go obezwładnili, a następnie pracownicy MZK wyłapali zwierzęta. - Mamy teraz nadzieję, że Samorządowe Kolegium Odwoławcze spojrzy na problem po ludzku i nie uchyli decyzji burmistrza. Najważniejsze jest zdrowie i życie ludzi - podkreśla Rosiak.