Agnieszka Mielech: Wierzę że sens ma taki sposób pisania, który przekracza granice
Pisanie dla dzieci jest trudne, jeśli pracujemy odizolowani od ich świata. Dzieci codziennie zaskakują mnie swoimi zainteresowaniami i pasjami – mówi pisarka Agnieszka Mielech, autorka serii „Emi i Tajny Klub Superdziewczyn”.
Jakich bohaterów potrzebuje współczesne pokolenie dzieci?
Dobre pytanie! Literatura dla dzieci i młodzieży wciąż ewoluuje, a potrzeby pokoleń się zmieniają. Szczególnie ta ewolucja jest szczególnie widoczna w literaturze dla nastolatków. Piszę głównie dla dziewcząt w wieku od 6 do 11 lat, choć chłopcy również sięgają po moje książki i tu również zauważam dużą zmianę. Dziś dzieci chętniej i szybciej utożsamiają się z bohaterami, którzy żyją w podobnych realiach, mówią podobnym językiem, doświadczają podobnych rozterek czy radości. Trudno jest dzisiejszym dzieciom utożsamiać się z bohaterami z dawnych czasów, nawet jeśli pochodzą z naszej kultury. Widać to zwłaszcza w dyskusjach o kanonie lektur; sami nauczyciele zwracają uwagę na trudności w identyfikacji z dalekimi realiami, z „Antkiem” Bolesława Prusa, czy bohaterami Henryka Sienkiewicza, z realiami polskiej wsi XIX wieku, które dzisiaj są kompletnie nie do odtworzenia i nie do zrozumienia przez młodsze pokolenie. W ciągu ostatnich 50 lat nastąpił wielki rozkwit literatury dziecięcej i to też pokazuje nowy dopływ dziecięcych bohaterów. Postacie takie jak Cwaniaczek, Hania Humorek czy bohaterowie mojej serii czy „Magicznego Drzewa” Andrzeja Maleszki, są bliscy współczesnemu dziecięcemu czytelnikowi.
W jaki sposób Pani książki odpowiadają na współczesne problemy społeczne? I czy literatura dla dzieci powinna być areną dla takich dyskusji?
Nie mam tu prostej odpowiedzi. W swojej serii czasem poruszam trudniejsze tematy społeczne. Na przykład, w najnowszym tomie serii o Emi, który powstaje, mama mojej bohaterki straci pracę na skutek zastąpienia stanowiska przez sztuczna inteligencję. Pojawi się też temat inflacji, który nie pozwoli wyjechać rodzinie na wakacje. Staram się jednak unikać tych najcięższych, „terminalnych” problemów, ponieważ uważam, że ta seria nie jest stworzona do tego, by tego rodzaju tematy rozważać. Jest osobny nurt w literaturze dziecięcej, wywodzący się w dużej mierze w Skandynawii, który dotyka takich tematów terminalnych. Takie książki są i będą się pojawiać na rynku literatury dziecięcej. Natomiast moje książki dotykają społecznych zagadnień, głównie związanych z inkluzywnością. W serii poruszyłam na przykład kwestię niepełnosprawności. W jednym z tomów serii „Emi i Tajnego Klubu Superdziewczyn” zatytułowanym „Na dwóch kółkach” pojawiła się dziewczynka na wózku inwalidzkim. Inspiracją do wprowadzenia tej postaci była prośba mamy jednej z fanek. Zwróciła mi uwagę na to, że seria „Emi...” funkcjonuje już 10 lat, a do tej pory ani razu nie spotkaliśmy bohatera z niepełnosprawnością. A ponieważ seria ma tak duży zasięg, to podjęcie takiego temat miałoby znaczenie.
I się pojawił.
Podjęłam się tego zagadnienia, choć przyznam, że dla mnie samej było do wielkie wyzwanie. Dostałam duże wsparcie od mamy dziewczynki z niepełnosprawnością. W innej części mojej serii wprowadziłam temat dzieci wywodzących się z rodzin imigranckich, które dołączają do szkoły Emi i jej koleżanek. To odpowiedź na zmiany społeczne, które obserwujemy w Europie i Polsce. I chociaż moje książki nie koncentrują się wyłącznie na tych problemach, staram się, aby pojawiały się one w narracji. Czy jest miejsce w literaturze dziecięcej na takie dyskusje? Absolutnie tak. Ważne jest jednak, aby przedstawiać te kwestie w sposób zrozumiały dla dzieci, aby mogły one nie tylko się z nimi zapoznać, ale i zrozumieć. Uważam, że literatura dla dzieci powinna odzwierciedlać rzeczywistość, dostarczając młodym czytelnikom narzędzi do rozumienia otaczającego ich świata.
Istnieją tematy, które, pani zdaniem, są zbyt kontrowersyjne do poruszania ich książkach dla dzieci? Gdzie powinna się kończyć wolność twórcza pisarza literatury dziecięcej?
Warto pamiętać, że książki dla dzieci często trafiają do nich za pośrednictwem dorosłych, którzy w pewnym sensie pełnią rolę strażników treści dostosowanych do potrzeb i dojrzałości dzieci. Uważam, że rodzice czy opiekunowie mają prawo decydować, które tematy uznają za nieodpowiednie dla swoich podopiecznych. Z drugiej strony, jestem zwolenniczką pełnej wolności literackiej. Nie powinno być tematów absolutnie zakazanych w literaturze, choć zdaję sobie sprawę, że jest to kwestia skomplikowana. W USA na przykład, ostatnio na listę zakazanych trafiło wiele książek, w tym klasyczne tytuły, co pokazuje, jak różne są opinie na temat wolności słowa w literaturze.
Osobiście wierzę, że literatura powinna być wolna od zewnętrznych ograniczeń, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie każdy temat nadaje się dla każdego dziecka. Wszystko zależy od ich wrażliwości i etapu rozwoju. Są dzieci bardziej dojrzałe emocjonalnie, które mogą poradzić sobie z trudniejszymi tematami, i te, które jeszcze nie są na to gotowe. Mimo że nie istnieje uniwersalna lista zakazanych tematów, to osobiście trzymam się własnych, wewnętrznych granic, których staram się nie przekraczać w mojej twórczości. Nie czuję się gotowa, aby niektóre z tych tematów podejmować.
Jakie to tematy?
Nie czuję się na siłach, aby pisać o transpłciowości czy kwestiach związanych z gender. Mimo że jestem mamą licealistki i obserwuję te zagadnienia z bliska, to jednak nie czuję się wystarczająco przygotowana, by poruszać te tematy w moich książkach.
Co jest głównym źródłem inspiracji dla Pani książek? Czy zdarzyło się Pani kiedyś wahać, czy wykorzystać pomysł, który się pojawił w Pani głowie?
Niekończącym się dla mnie źródłem inspiracji są moje fanki. Często to one sugerują tematy, które wpływają na fabułę kolejnych tomów moich książek. Kiedy moja córka była jeszcze młodsza, moim źródłem były jej koleżanki i kuzynki, dzięki czemu miałam bezpośredni dostęp do świata moich młodych czytelników. Teraz, gdy moja grupa docelowa nieco się zmieniła, muszę śledzić aktualne trendy, a to bywa coraz trudniejsze. Planuję więc organizować panele dyskusyjne i rozmawiać bezpośrednio z moimi czytelniczkami. Pisanie dla dzieci jest trudne, jeśli pracujemy odizolowani od ich świata. Dzieci codziennie zaskakują mnie swoimi zainteresowaniami i pasjami. Chociaż pewne rzeczy się nie zmieniają, jak chęć budowania własnej tożsamości - w mojej serii reprezentuje to tajny klub, w którym dzieci chcą być w pewnym stopniu niezależne od dorosłych i to też się nie zmieni.
Rozważała Pani możliwość, aby wraz z czytelnikami, również i Emi mogła rosnąć i dojrzewać, ewentualnie przeobrażając się w nastolatkę?
Koncepcja serii o Emi zakłada, że bohaterka pozostaje uczennicą szkoły podstawowej, między pierwszą a piątą, ewentualnie szóstą klasą. Nie planuję rozwijać serii poza te ramy. Z doświadczenia rodziców i wydawców wynika, że pasje, zainteresowania i zachowania dzieci zmieniają się po siódmej czy ósmej klasie. W związku z tym, decyzja o zatrzymaniu Emi i całej serii na etapie piątej i szóstej klasy szkoły podstawowej wynika z chęci utrzymania spójności z oczekiwaniami i doświadczeniem moich młodych czytelników.
Emi pozostanie wiecznie młoda?
Tak, Emi nie dorośnie, podobnie jak Pippi, która również nigdy nie dorosła i zawsze będzie kojarzona z beztroskim dzieciństwem i przygodami.
Zdarza się Pani umieszczać w książkach dla dzieci przesłania skierowane do dorosłych, w szczególności do rodziców? Co rodzice mogą wynieść z historii Emi i jej koleżanek oraz kolegów?
W mojej serii przypisuję dorosłym ważną rolę. Zawsze zależało mi na tym, aby byli przedstawieni jako wsparcie dla moich młodych bohaterów – nie tylko jako tło dostarczające motywacji i pozytywnej energii, ale też jako wsparcie dla ich przygód. Chociaż w moich książkach dorośli działają często z ukrycia, nie podają gotowych rozwiązań, ale tworzą przestrzeń do samodzielnego działania dla dzieci – to właśnie jest jednym z głównych przekazów moich książek. Chcę, aby rodzice dawali dzieciom możliwość doświadczania, oczywiście w bezpieczny sposób i wiedzieli, kiedy należy interweniować. Drugie przesłanie dotyczy budowania pozytywnego wizerunku dorosłych. Sama jestem mamą i zawsze zależało mi na kreowaniu dobrej relacji między rodzicami a dziećmi. To jest dla mnie ważne. Istnieje w literaturze dziecięcej nurt, gdzie dorośli traktowani są jako obcy, których się nie lubi i przeciwko którym się spiskuje. W mojej serii dzieci lubią swoich rodziców, a rodzice lubią dzieci. Emi, jako główna bohaterka i liderka Tajnego Klubu Superdziewczyn, ma interesujące spostrzeżenia na temat dorosłych i ich zachowań, które dla dorosłych wydają się normalne, ale z perspektywy dziecka mogą być nie do końca zrozumiałe. Dlatego zachęcam do wspólnego czytania książek z dziećmi, ponieważ wierzę, że zarówno młodzi, jak i dorośli czytelnicy mogą z nich wiele wynieść.
Jak Pani ocenia przyszłość książek papierowych w erze cyfrowej? Elektroniczne gadżety zastąpią tradycyjne wydania?
Nie sądzę, aby przyszłość książek papierowych była zagrożona przez cyfrową dominację, a zwłaszcza w ramach literatury dla młodzieży i dzieci. Obserwacje pokazują, że książki papierowe cieszą się niesłabnącą popularnością, szczególnie wśród nastolatek, które nad elektronicznymi, preferują tradycyjne wydania. Podobna sytuacja dotyczy literatury dziecięcej, gdzie wersje na czytniki stanowią jedynie niewielki procent rynku. Książki dla dzieci często zawierają ilustracje, które są kluczowym elementem atrakcyjności tych wydawnictw. Akurat ilustracje w serii książek o Emi są czarno-białe, natomiast stymulują wyobraźnię czytelników, zachęcając do twórczego wyobrażania sobie dalszych losów bohaterów. Moje czytelniczki tworzą kolekcje książek o Emi, eksponując je w swoich pokojach jak małe „ołtarzyki”. Myślę, że ten element kolekcjonerski jest szalenie istotny, zarówno w wieku wczesnoszkolnym, jak i później – nastoletnim. Trendy kolekcjonerskie pozytywnie wpływają na zainteresowanie czytaniem w ogóle, co potwierdzają badania przeprowadzone przez wydawców. Seriale czytelnicze, takie jak seria o Emi, przyciągają nowych czytelników i powodują, że duża ich grupa w tym czytelniczym kręgu pozostaje, sięgając po inne tytuły, nowe pozycje. Z tego powodu nie obawiam się, że książki papierowe zostaną zastąpione przez wersje elektroniczne. Niezależnie od formy czytania preferowanej przez czytelników, książka fizyczna zawsze będzie kultowa.
Ma pani w pamięci książkę, która wywarła znaczący wpływ na Pani życie i sposób myślenia? I czy jest taka książka, którą powinno przeczytać każde dziecko?
Moje dzieciństwo i młodość ukształtowała „Ania z Zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery. Mimo upływu lat i różnicy pokoleń, która dzieliła mnie od czasów autorki, ta książka była dla mnie absolutnym game changerem. Wśród książek, które zmieniły moje spojrzenie na świat, znajdują się także „Mary Poppins” oraz współczesne serie jak „Dziennik cwaniaczka” czy „Hania Humorek”. Jednak książką, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie, jest „Książka wszystkich rzeczy” Guusa Kuijera. To dzieło dla dzieci od około 9 roku życia, nagrodzone przez Astrid Lindgren Memorial Award, najbardziej prestiżową nagrodą w dziedzinie literatury dziecięcej. Uważam, że każdy, zarówno dzieci jak i dorośli, powinien mieć szansę zapoznać się z tą książką.
Inną godną polecenia pozycją jest „Pasztety do boju” Clémentine Beauvais, która opowiada historię trzech dziewczyn, borykających się z wykluczeniem ze względu na wygląd zewnętrzny. To historia o przeciwnościach, odwadze i akceptacji, która pokazuje, jak wyjątkowość może pomóc przezwyciężyć trudności. Te dwie książki, moim zdaniem, przekazują uniwersalne wartości a do tego są świetnie napisane i chętnie poleciłabym je zarówno młodym, jak i starszym czytelnikom.
Mówi się, że każda książka to w pewien sposób autobiografia; jakie elementy pani osobistych doświadczeń można odnaleźć w przygodach Emi i jej Tajnego Klubu Superdziewczyn?
Wychowałam się w dużej rodzinie – w moich czasach dzieciństwa tak nazywano rodziny wielodzietne. Mam pięcioro rodzeństwa, dorastaliśmy na Podlasiu, w okolicach Białegostoku. Nie mieliśmy specjalnie wielu opcji rozrywki, jakimi dzisiaj dysponują dzieciaki. Nie było Netflixa, były tylko trzy kanały telewizji. Niewiele było wyjazdów, a już na pewno nie za granicę. Wyjeżdżaliśmy do babci, na wieś. Babcia mieszkała w małym domu nad rzeką. To był nasz najszczęśliwszy czas. Historia tajnego klubu superdziewczyn, który ciągle wraca do Żabiego Rogu, do domku nad rzeczką, do którego od czasu do czasu wpada jeszcze babcia, gdzie można pójść do biblioteki, pojeździć konno, pójść do lasu, to są te reminiscencje z mojego wspaniałego dzieciństwa. Zaznaczę, ze ono nie było łatwe, ale w tej chwili pamiętam tylko te dobre historie, które wplatam do historii Emi i Tajnego Klubu Superdziewczyn. Ale Tajny Klub Superdziewczyn trochę też podróżuje po świecie – w cyklu podróżniczym Dookoła Świata.
Z tego cyklu pochodzi ostatnia Pani książka, w której Emi i Tajny Klub Superdziewczyn jadą do Londynu.
Dokładnie tak, to kolejna destynacja, którą obierają przyjaciele. Londyn jest perfekcyjnym miejscem na przeżywanie nowych przygód i realizację nowych misji. Poza tym, że Tajny Klub Superdziewczyn zwiedza świat, to zawsze bliskie ich sercu pozostaje miejsce, z którego pochodzi babcia Emi, a które wzorowane jest na tym, gdzie ja się wychowałam. Z sentymentem wspominam przygody z tamtych czasów i z wielkim pietyzmem i radością staram się wpleść je w fabułę nowoczesnych książek, aby zbliżyć je do współczesnych odbiorców.
Jak ocenia Pani stan polskiej literatury dziecięcej? Posiada cechy, które wyróżniając ją na tle światowej literatury?
W dzisiejszych czasach, żyjąc w globalnej wiosce, trendy i echa światowej literatury szybko docierają również do Polski. Treści pojawiające się w literaturze polskiej są bardzo zbliżone do tych z literatury światowej, szczególnie gdy chodzi o popularność serii książkowych – to jest wspólną cechą obu tych światów. Równolegle na całym świecie pojawiają się lokalne tematy, dotyczące zagadnień istotnych dla poszczególnych krajów czy grup społecznych. Obserwuję przede wszystkim literaturę amerykańską i część europejskiej i nie dostrzegam zasadniczych różnic. Ważne jest wsłuchiwanie się w głos czytelnika, bo to decyduje o sukcesie autora i książki.
Jaki jest ten głos czytelnika? Jakie tematy interesują dzieci?
Nastolatki są ciekawe tego, co zakazane – to trend, który wydaje się być uniwersalny i niezmienny przez pokolenia. W literaturze dla młodszych dzieci widoczny jest podział zainteresowań: chłopcy fascynują się biografiami piłkarzy i swoimi idolami, podczas gdy dziewczęta często sięgają po literaturę obyczajową. Oba te światy łączy zamiłowanie do książek non-fiction, o czym świadczy chociażby sukces ostatniej książki popularnego edukatora, Adama Mirka, „Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą”. Wspólnie z doskonałą ilustratorką Kasią Cerazy wydał książkę o tym, co się dzieje w naszym wnętrzu. Jest to podane w sposób zabawny, dostępny i zrozumiały, który łączy naukę z zabawą. To pokazuje, że zarówno polska, jak i światowa literatura dziecięca kroczy podobnymi ścieżkami, oferując treści naukowe w przystępnej formie. Polska scena literacka wcale nie ustępuje światowym trendom, a polscy autorzy i ilustratorzy są cenieni również na arenie międzynarodowej. Moja seria o Emi również cieszy się popularnością poza granicami Polski; jest bardzo znana w Ukrainie. Tam, mimo wojny, książki wciąż się wydają i sprzedają, być może w magiczny sposób przenoszą czytelniczki do lepszego i spokojniejszego świata. Wierzę że sens ma taki sposób pisania, który przekracza granice.
Myśli Pani o pisaniu dla dorosłych?
Myślę nad skierowaniem mojej twórczości do nastolatek, gdyż ta grupa czytelnicza szczególnie mnie interesuje. Jako matka nastolatki, zastanawiam się jednak, czy dysponuję odpowiednimi cechami, by skutecznie przemówić do tej grupy! Rozważam również napisanie książki skierowanej do dorosłych, zwłaszcza o tym okresie, kiedy kobiety stają się niewidzialne – mam tu na myśli kobiety po pięćdziesiątce. Chciałabym podejść do tego z humorem, ale też pokazać, w jaki sposób można zmienić swoje życie, zacząć coś nowego. Inspiruje mnie idea, że życie po pięćdziesiątce wciąż może być pełne zmian i nowych możliwości!