Adwokat Artur Nowak: miałem to nieszczęście, że spotkałem księdza-pedofila. Dojrzałem, by opowiedzieć o swojej krzywdzie
Rozmowa z Arturem Nowakiem, adwokatem, autorem książek o nadużyciach seksualnych księży, jednym z bohaterów filmu „Tylko nie mów nikomu”. Ujawnił, że przed laty sam padł ofiarą księży-pedofilów. - Przez lata postrzegałem tę sytuację jako nieprzynoszącą mi chluby. Był wstyd, poczucie, że dałem się zwieść, a przecież mogłem się obronić. To chyba naturalny odruch myślenia mężczyzny. Ale dojrzałem, by o tym opowiedzieć - opowiada Artur Nowak.
W filmie „Tylko nie mów nikomu” ujawnił Pan, że sam padł Pan ofiarą dwóch księży-pedofilów. Co Pana skłoniło, by po tylu latach publicznie opowiedzieć o własnej krzywdzie?
Artur Nowak: To, że o tym powiedziałem, było sporym zaskoczenia dla Tomka Sekielskiego, reżysera filmu. Zadał mi fundamentalne pytanie, dlaczego się zająłem tą tematyką, bo przecież od wielu miesięcy jako adwokat reprezentuję ofiary księży. Przeprowadziliśmy też z żoną, psycholożką, rozmowy z ofiarami kościelnej pedofilii, które znalazły się w książce „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos”. Spontanicznie odpowiedziałem, że jednym z powodów jest fakt, że sam padłem ofiarą dwóch księży. Wcześniej, podczas wielu moich spotkań z ofiarami usłyszałem wstrząsające relacje osób, które jako dzieci, bez świadków, zostały brutalnie wykorzystane. Przypomniałem sobie moją sytuację z rodzinnego Krosna Odrzańskiego. Jako około 10-letni chłopak padłem ofiarą pierwszego księdza, którego zainteresowanie mną początkowo traktowałem jako „wyróżnienie”.
Czytaj więcej: Po filmie "Tylko nie mów nikomu" w Licheniu zasłonięto pomnik księdza-pedofila
Powiedział Pan: przypomniałem sobie moją sytuację. Przez lata wypierał Pan zdarzenia z dzieciństwa?
Przez lata postrzegałem tę sytuację jako nieprzynoszącą mi chluby. Był wstyd, poczucie, że dałem się zwieść, a przecież mogłem się obronić. To chyba naturalny odruch myślenia mężczyzny, który jest skażony archetypem macho. Ale po latach pomyślałem, że byłem młodym, naiwnym chłopcem. Mój ojciec zmarł, ojczym nadużywał alkoholu. Pojawił się ksiądz Piotr, który podczas spowiedzi poznał wszystkie moje tajemnice i problemy rodzinne. Księża, ubrani w sutannę, mają przepustkę do ludzkich tajemnic, do intymności. Są przedstawicielami samego Boga. On nie musiał mnie napadać na ulicy. Początkowo jego zainteresowanie, poświęcaną mi uwagę, traktowałem jako wyróżnienie. On był wtedy młodym człowiekiem, parafia w Krośnie Odrzańskiej była jego pierwszym miejsce pracy po seminarium.
Czytaj więcej:Chodzież: ksiądz molestował ministranta? Kuria nie chce współpracować z prokuraturą
Na czym to „wyróżnienie” polegało?
Budował ze mną relację, grał przyjaciela. Byłem ministrantem, więc mieliśmy częstszy kontakt. Zaczął przyjeżdżać do mnie do domu, zabierał mnie swoich „maluchem” na przejażdżki za miasto, opowiadał o uczuciach do mnie. Z czasem zaczął mnie molestować, dotykać, przytulać, całować. To było kilka takich sytuacji. Dla dzieciaka, który ledwo skończył 10 lat to było coś niespotykanego, niezrozumiałego. Poza tym to były lata 80., w Polsce nie mówiło się wtedy o pedofilii. O tym „naszym” księdzu dopiero z czasem, między ministrantami, mówiliśmy, że jest „pedałem”. Taka była wtedy nasza świadomość.
Sprawdź:Nauczyciel z Wyrzyska uprawiał seks z uczennicą. Tłumaczył, że się zakochał
Było więcej ofiar księdza Piotra?
Jakiś czas temu, jak już zaangażowałem się w pomoc ofiarom księży, napisało do mnie dwóch kolegów z podwórka, z ministrantury. Też mieli takie doświadczenia, jak moje, nawet bardziej drastyczne. W ich relacjach pojawiły się sygnały o kolejnych kilkunastu, a może i kilkudziesięciu innych ofiarach księdza Piotra. Jednego z nich namówiłem, by zgłosił sprawę Kościołowi. Ja też tak zrobiłem, spotkałem się z delegatem ds. ochrony dzieci i młodzieży z diecezji gorzowskiej. Dowiedziałem się od delegata, że już ktoś przede mną zgłosił skargę na księdza Piotra. Tamta wcześniejsza sprawa trafiła do Watykanu, a ksiądz Piotr został odsunięty od posługi kapłańskiej. Trafił do domu księży emerytów, bodajże w Zielonej Górze.
W filmie mówił Pan, że był drugi ksiądz-oprawca.
Tak, ale on już nie żyje. Jako młody chłopak, nie mając zbyt wielu pieniędzy, jeździłem do Stadnik za Krakowem, do księży Sercanów. Do tego zgromadzenia trafiało całkiem sporo chłopaków z moich rodzinnych stron, dlatego kiedyś pojechałem tam na wakacje. Miałem kilkanaście lat. Tam poznałem wielu fajnych księży, ale także księdza Franciszka, z doświadczeniem na misjach. On nam wtedy imponował, bywał w Afryce, dawał nam dolary, kupował piwo. Zapraszał nas do siebie do domu w Krakowie. Nad ranem odwiedzał nas, raz jednego kolegę, raz innego, również i mnie. Łapał za miejsce, za które nie powinien. Wtedy byłem już starszy i kontekst był dla mnie jasny.
Opowiedział Pan komuś o swojej krzywdzie?
Długo milczałem. Nie powiedziałem o tym mamie, która była bardzo wierzącą osobą. Do głowy mi nie przyszło, by z nią o tym rozmawiać. Jakiś rok temu powiedziałem o tym żonie. Dojrzałem, by w końcu to wyjawić. Po latach zrozumiałem, że nie mam się czego wstydzić, niczemu nie jestem winien, a moje nieszczęście polegało na tym, że spotkałem na swojej drodze pedofilów. Naszła mnie taka refleksja, że tych wielu nadużyć byłoby znacznie mniej, gdybyśmy o takich sprawach potrafili mówić publicznie. Tak zrobili profesor Stanisław Obirek, jezuita Krzysztof Mądel, Dawid Ogrodnik i mam nadzieję, że inni dadzą przykład. Myślę, że i moje świadectwo będzie pomocne dla innych skrzywdzonych osób.
Co dorosły Artur powiedziałby 10-letniemu, skrzywdzonemu przez księdza Arturowi?
Takie spotkanie jest ważne. Powiedziałbym samemu sobie, że dziecko nie jest niczemu winne. A jeśli zostało skrzywdzone, powinno to ujawnić. Mam poczucie po tym filmie, że kolejne osoby zgłoszą swoje historie. Słychać też mocne głosy samych księży. Niektórzy otwarcie buntują się i mówią, że Kościół potrzebuje oczyszczenia.
W filmie pokazano konfrontacje ofiar ze sprawcami. Myślał Pan by odwiedzić księdza, który kiedyś Pana krzywdził?
Miałem taką myśl, by na takim „wkurw...” pojechać do niego. Ale uznałem, że i tak poniesie odpowiedzialność za swoje czyny.
Jaki będzie skutek filmu „Tylko nie mówi nikomu” oraz obecnej dyskusji na temat pedofilii w Kościele?
Nie mam złudzeń, że Kościół się zmieni sam z siebie. Musi być nacisk opinii publicznej. Niestety, ludzie mało czytają, bo przecież o tym się pisze. Dlatego film, który się właśnie ukazał, ma szansę dotrzeć do wielu osób. Tym bardziej, że film bije rekordy popularności. Widać, że obrazy mają większą siłę przebicia. Do mnie nie tylko dzwonili znajomi. Dostałem też ze 30 nowych świadectw, nowych zgłoszeń od ofiar księży. Każdego zachęcam, by zgłaszał to prokuraturze i strukturom kościelnym.
W napisach końcowych filmu pojawiła się informacja, że KEP odmówiła komentarza do filmu, bo rzekomo materiał przygotowywany przez braci Sekielski miał być nierzetelny. Tymczasem po emisji filmu abp Stanisław Gądecki oraz Prymas Wojciech Polak dziękowali autorom za ten materiał. Jak wytłumaczyć taką postawę hierarchów?
Dla mnie ich oświadczenia to zagrywki pijarowe. Polskich hierarchów postrzegam jako ludzi całkowicie niewiarygodnych, skoro na szefów KEP wybrali abpa Gądeckiego i abpa Jędraszewskiego. Oni w sprawie pedofilii prowadzą politykę na przeczekanie, na przemilczenie. Kościół niestety toleruje zachowania księży pedofilów. I to się tak szybko nie zmieni. Musieliby przyjść nowi biskupi, już z nominacji Papieża Franciszka, a nie konserwatywnych papieży: Jana Pawła II i Benedykta XVI.
Niedawno napisał Pan książkę „Duchowni o duchownych”. Jaki jest obraz współczesnego księdza i Kościoła?
Ta instytucja nie radzi sobie we współczesnym świecie. Tkwi w pewnym przedsoborowym bunkrze. To jest syndrom oblężonej twierdzy, która nie ma niczego do zaproponowania. Kościół boi się „obcego”, boi się mniejszości, obcych i jest anachroniczny, wtopiony w jakąś narodową martyrologię i mesjanizm.
Gdzie tkwi błąd: w seminariach, w osobach, które tam trafiają?
W seminariach, bo młodzi ludzie są tam formatowani niczym twarde dyski. Słyszą, że może i Pan Bóg ciebie powołał, ale wyświęci cię biskup. Są odzierani z samodzielnego myślenia, są wielkie oczekiwania wobec nich, trudno im zachować własne poglądy i tożsamość. Tworzony jest aseksualny obraz księdza, podczas gdy ci młodzi ludzie, gdzieś w końcu szukają możliwości zaspokojenia swoich potrzeb. Problemem jest ponadto celibat – o jego zniesieniu rozmawia się już poza Polską, w innych Kościołach europejskich. Tymczasem nasz episkopat nadal jest bardzo konserwatywny i w postrzeganiu świata opóźniony wobec innych episkopatów o jakieś kilkadziesiąt lat.