Adam Woronowicz: mój Białystok już praktycznie nie istnieje
Mojego Białegostoku już nie ma, ale kiedy chcę przypomnieć sobie smaki i zapachy dzieciństwa, idę do baru mlecznego i zamawiam barszcz ukraiński i serniczki - mówi Adam Woronowicz, aktor pochodzący z Białegostoku.
Od poniedziałku w białostockim kinie „Helios“ funkcjonuje sala kinowa im. Adama Woronowicza. Czuje się pan wyróżniony?
Gdyby 20, 30 lat temu ktoś mi powiedział, że coś takiego będzie miało miejsce, byłoby to dla mnie szokiem. Kiedy wspominam mój rodzinny Białystok, pamiętam cztery kina: Syrena, Pokój, Ton i Forum i tu mi się film urywa, bo wtedy wyjechałem na studia do Warszawy. Potem w Białymstoku pojawiły się kinowe multipleksy, ale do głowy mi nie przychodziło, że mogę mieć salę nazwaną moim nazwiskiem. Prędzej bym myślał, że powstaną sale imienia Daniela Olbrychskiego czy Kaliny Jędrusik, więc czuję się zaszczycony, bo nie należę do osób, które lubią robić wokół siebie dużo szumu. Mam jedynie nadzieję, że ludziom będzie się dobrze w tej sali oglądało filmy, bo to dla mnie bardzo ważne, aby Polacy chodzili do kina.
Przyjechał pan do rodzinnego miasta z okazji przedpremierowego pokazu filmu „Kamerdyner“. Niektórzy aktorzy, przygotowując się do tej produkcji, musieli uczyć się języka kaszubskiego, jazdy konnej, gry na fortepianie. A z jakimi wyzwaniami pan się spotkał?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień