800 ton zużytych sieci może zalegać w Bałtyku
"Porty nie są przygotowane do odbioru i składowania zużytych sieci" - mówi Sebastian Kobus z WWF Polska.
Wyłowiliście, wraz z partnerami akcji, 25 ton zagubionych sieci rybackich z dna Bałtyku. Ile ton tych śmieci może jeszcze zalegać na dnie i właściwie jak namierza się takie sieci widma w morzu?
Szacujemy, że tylko w naszej strefie Bałtyku może zalegać jeszcze 800 ton zagubionych sieci rybackich. W ramach akcji Marelitt Baltic tylko w ubiegłym roku udało się wyłowić z polskiej strefy prawie 7,5 tony sieci rybackich. We współpracy z rybakami przygotowaliśmy mapy, na których zaznaczyliśmy potencjalne miejsca występowania zagubionego sprzętu. Następnie zaś, razem z rybakami, wypływaliśmy w rejsy, żeby znaleźć sieci i je wyłowić. To bardzo ciężka i żmudna praca, ale dająca wymierne efekty. Korzystaliśmy m.in. ze specjalnie zaprojektowanego urządzenia, które łapało sieci. Potem wciągaliśmy je na pokład za pomocą windy zamontowanej na kutrze. Podczas szukania sieci testowaliśmy również nowe technologie. Mam tu na myśli znaczniki sieci, które pomagają w ich identyfikacji za pośrednictwem nadajnika GPS, oraz sonary. To aktualnie jedna z najlepszych metod do skanowania morskiego dna. Mam nadzieję, że te technologie w przyszłości zostaną wprowadzone do użytku. Bo celem projektu Marelitt Baltic, który rozpoczął się w 2016 r. i potrwa jeszcze do kwietnia tego roku, jest właśnie opracowanie prostych, efektywnych kosztowo i bezpiecznych dla środowiska metod wyławiania sieci oraz znalezienie systemowego rozwiązania tego problemu. W przedsięwzięcie zaangażowali się eksperci, rybacy, nurkowie, ale też organizacje i instytucje z Polski, Niemiec, Szwecji i Estonii.
Co się dzieje z wyłowionymi sieciami? Czy one są przetwarzane?
Wszystkie sieci, które udało się wyłowić, są przechowywane w specjalnych kontenerach w Kołobrzegu oraz Władysławowie. Część z nich wysłaliśmy do partnerów projektu w Niemczech. Tam zostały oczyszczone oraz przebadane pod kątem późniejszego recyclingu. Niestety, w Polsce taka technologia jest jeszcze bardzo droga i mało dostępna. I to jest szerszy problem. W ramach projektu sprawdziliśmy możliwości odbioru i przechowywania morskich odpadów, w tym m.in. zużytych sieci, w 50 portach w Polsce, Niemczech, Szwecji i Estonii. Okazało się, że zdecydowana większość portów nie jest przystosowana do odbioru tego typu odpadów. Brakuje informacji dla rybaków na temat tego, gdzie i kiedy można pozostawić zużyte narzędzia połowowe do sortowania i recyklingu. Na podstawie raportu zostaną przygotowane rekomendacje dla portów, które powinny zostać wdrożone w kolejnych latach.
Jak bardzo niebezpieczne są sieci widma?
Stanowią śmiertelną pułapkę dla wszystkich zwierząt żyjących w morzach i oceanach. W Bałtyku są to głównie foki, morświny, ptaki oraz ryby, i to właśnie te zwierzęta najczęściej zaplątują się w sieci. Giną w cierpieniach, po czym - uwięzione w sieci - ulegają rozkładowi. Szacuje się, że skuteczność łowności zagubionych narzędzi połowowych w pierwszych miesiącach od ich zagubienia to nawet 20 proc. Zalegające narzędzia są też źródłem plastiku. Ulegają rozkładowi do mikrocząsteczek i dostają się do układu pokarmowego ryb. Łatwo się domyślić, że to te same ryby, które trafiają potem na nasze talerze. Sieci widma są również zagrożeniem dla ludzi. Wiszące na wrakach mogą być śmiertelnie niebezpieczne dla nurków, którzy je badają.
Czy można wskazać winnych tych zanieczyszczeń? Sieci porzucają rybacy?
Dużym nadużyciem byłoby mówienie, że to rybacy specjalnie wyrzucają sieci. Są to przecież ich narzędzia pracy, i to bardzo drogie narzędzia. Zazwyczaj zrywają się podczas sztormów, kolizji czy zawieszają się na podwodnych zaczepach, jak na przykład wraki statków, których w Bałtyku mamy przecież bardzo dużo.