Dopiero grupa społeczników pomogła choremu człowiekowi z Lubiechni Wielkiej koło Rzepina
- Jak można przez lata nie pomóc człowiekowi w potrzebie? Gdzie była opieka społeczna? Przecież to nieludzkie - mówi Aleksandra Kołek, założycielka grupy Pomagamy ze Słubic.
67-letni Teodor Zarzecki mieszka w Lubiechni Wielkiej, nieopodal Rzepina. Od ośmiu lat mieszkał... To za dużo powiedziane. Wegetował na 25 metrach. W jego domu nie było prądu, ciepłej wody ani nawet toalety. Najtrudniej miał zimą, bo jego jedynym ogrzewaniem był przepalony piecyk kaflowy, z dziurawym kominem. A spod drzwi i okien dmuchał zimny wiatr. Na domiar złego miał sublokatorów - wszędzie było robactwo. Mężczyzna walczy z nowotworem, choruje na Parkinsona, ma prostatę i wycięty pęcherz moczowy. To cud, że do tej pory nie doszło do jakiejś infekcji czy zakażenia. - Byłem już bez wiary. Ale pojawili się dobrzy ludzie, którzy podali mi pomocną dłoń. Myślę, że Bóg mi ich zesłał, by uratowali mi życie - mówi Teodor Zarzecki. Ci dobrzy ludzie z grupy Pomagamy umieścili go w szpitalu w Sulęcinie, by stanął na nogi i się podleczył.
Byłem już bez wiary. Ale pojawili się dobrzy ludzie, którzy podali mi pomocną dłoń
Wraz z panem Teodorem mieszka jego syn. Jest chory i sam potrzebuje pomocy. Stąd też 67-latek zwracał się o pomoc do różnych instytucji, m.in. do opieki społecznej. - Nie za bardzo chcieli mi pomóc. I tak siedziałem latami jak ten borsuk w norze - wspomina drżącym głosem. W Ośrodku Pomocy Społecznej w Rzepinie twierdzą, że ta sprawa jest im znana i to od wielu lat. Zapewniono nas też, że pomoc była oferowana. - Temu panu naprawdę ma kto pomóc. Chcieliśmy umieścić go w szpitalu czy zakładzie opiekuńczo leczniczym. Zapisaliśmy też pana Teodora w kolejkę do gorzowskiego hospicjum - mówi Joanna Przybył, pracownik ośrodka.
W Urzędzie Miejskim w Rzepinie tłumaczono, że o tym w jakich warunkach żył pan Teodor, nikt nie miał pojęcia. Gdy sprawa ujrzała światło dzienne, z ust władz padły zapewnienia, że nie zostawią człowieka bez wsparcia. - Podjęliśmy już działania w celu poprawy tych warunków i możliwości powrotu pana Teodora ze szpitala już do normalnego mieszkania. Miasto wymieni drzwi i okno. Jeżeli jeszcze będą potrzebne jakieś prace, również pomożemy - mówi burmistrz Sławomir Dudzis.
Sprawę pana Teodora nagłośnił Jan Krzysztof Hańbicki, sołtys Lubiechni Wielkiej. Zwrócił się do grupy Pomagamy i wtedy ruszyła pomoc dla schorowanego 67-latka. - Dopiero po tej interwencji służby i samorząd zaczęły działać - mówi Robert Tomczak z grupy Pomagamy. Sołtys sam woził pana Teodora po lekarzach, ciągle mu pomagał i był przy nim. Dzięki staraniom sołtysa lokalna drużyna piłkarska udostępniła szatnię. W niej pan Teodor mógł się umyć. Pomagał mu w tym sołtys. - W domu nic nie robiłem, tylko cały czas tu byłem. To naprawdę dobry człowiek - mówi Hańbicki. Pani Alina, którą spotykamy w sklepie w Lubiechni, zapewnia, że pan Teodor to dobry człowiek. - Gdy był zdrowy, zawsze wszystkim z chęcią pomagał, a gdy zachorował, nikt nie chciał mu pomóc - mówi. Panu Teodorowi udało się też załatwić emeryturę: 1,9 tys. zł.
Gdy był zdrowy, zawsze wszystkim z chęcią pomagał, a gdy zachorował, nikt nie chciał mu pomóc
W jego mieszkaniu grupa Pomagamy robi remont. - Elektryka, hydraulika, podłogi, tynki - wylicza Aleksandra Kołek. Pan Teodor wkrótce opuści szpital. Będzie musiał przejść chemioterapię, ale gdy wróci do domu, będzie miał godne warunki. Nie wiem, co by ze mną było, gdyby nie oni... - mówi Teodor Zarzecki. Aleksandra Kołek zapowiada, że grupa na tym nie poprzestanie.